Bananowa młodzież. Skąd wzięło się to określenie? Co oznacza?
Symbol bogactwa i narodowych aspiracji dał początek wyrażeniu przepełnionemu zazdrością, a nawet pogardą. Bananową młodzież było przecież stać na to, o czym zwyczajny Kowalski mógł tylko marzyć: banany, cytryny, a nawet pomarańcze…
Choć trudno w to dzisiaj uwierzyć, w latach sześćdziesiątych banany były w Polsce symbolem luksusu. Te pożywne i lekkostrawne owoce, polecane jako uzupełnienie diety dla dzieci, były w naszym kraju wyjątkowo drogie i trudne do zdobycia.
Czy statki dotrą przed świętami?
Trzeba było nie lada "układów", by dostarczyć rodzinie owoców, które dzisiaj są tak pospolite. Podobnie wyglądała sytuacja z innymi owocami importowanymi. Kupienie pomarańczy czy cytryn było trudne i kosztowne. Cytrusy zarezerwowane były niemal wyłącznie dla dzieci i chorych. Traktowane jak wyjątkowy rarytas, sprowadzane były specjalnie w okresach świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy.
Cały kraj emocjonował się codziennymi komunikatami o dwóch czy trzech statkach z cytrusami, które lada dzień powinny zawinąć do portu w Gdyni. Zastanawiano się, czy zdążą dotrzeć przed świętami, a następnie, czy zostaną sprawiedliwie i szybko rozprowadzone do "placówek uspołecznionego handlu".
Przeważnie się to nie udawało, ale można było nacieszyć się pomarańczą przynajmniej po świętach, o ile ładunek nie zdążył wcześniej zgnić. Równocześnie władze próbowały przekonać społeczeństwo, że cytrusy wcale nie są mu do szczęścia potrzebne.
Zdaniem Gomułki kiszona kapusta była równie dobrym źródłem witaminy C co cytryna.
Towarzysz Wiesław wie lepiej
W jednym z przemówień Władysław Gomułka, sam mający skłonności do ascezy, nie rozumiejący zatem różnicy smakowej między różnymi produktami, perswadował słuchaczom, że kiszona kapusta zawiera więcej witaminy C niż cytryna. Nie ma więc żadnych racjonalnych powodów, by właśnie o tę drugą tak zabiegać.
Cóż, odporne na tłumaczenia społeczeństwo nadal wolało do herbaty sok cytrynowy od soku z kiszonej kapusty. Ale na zaopatrywanie się w cytrusy czy banany stać było tylko nielicznych.
Toteż dzieci prominentnych działaczy partyjnych i państwowych, którzy mieli środki na zapewnienie latoroślom atrakcyjnych owoców, stawały się przedmiotem zawiści. Interesujące nas określenie pojawiło się pod koniec lat sześćdziesiątych. Posłużono się nim, by zdyskredytować studentów biorących udział w proteście w marcu 1968 roku.
Mieli być oni "bananową młodzieżą", dziećmi osób zamożnych i wpływowych, które mogą pozwolić sobie na zapewnianie rodzinie luksusu. Wychowane w warunkach odmiennych niż reszta społeczeństwa, miały nie rozumieć trudności, z jakimi boryka się kraj i "zwykli" ludzie.
Starano się zasugerować, że nie ma sensu utożsamianie się z dążeniami i oczekiwaniami "bananowych młodzieńców", bo oni nie mają wiele wspólnego z przeciętnym obywatelem, który banana kupuje dziecku raz do roku. W "Życiu Warszawy" 9 marca 1968 roku ukazała się na przykład notatka pod tytułem "Komu to służy", a w niej słowa:
Na Uniwersytecie Warszawskim co pewien czas daje znać o sobie grupka awanturników, wywodząca się z kręgów bananowej młodzieży, której obce są troski materialne, prawdziwe warunki życia i potrzeby naszego społeczeństwa.
O autorce:
Lidia A. Zyblikiewicz - Doktor historii, specjalistka z zakresu demografii historycznej i archiwistyki. Przez wiele lat związana z Instytutem Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Zespołu Demografii Historycznej przy Polskiej Akademii Nauk.
O tym jak wyglądało życie zwykłych Polaków 60 lat temu przeczytasz w książce Jerzego Kochanowskiego pt. "Rewolucja międzypaździernikowa. Polska 1956-1957". Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy.
Zainteresował Cię ten tekst? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym, że w Polsce Ludowej były setki tysięcy bezrobotnych.