Jobs był wizjonerem i szaleńcem, bo w szaleństwie jest podobno metoda. Był szaleńcem, bo przypominał swoim potencjalnym klientom, że potrzebują rzeczy prostych, ładnych, gustownych, które rozwiążą ich problemy i pomogą im żyć w określonych społecznościach, pełnych produktów z charakterystycznym logo o kształcie nadgryzionego owocu. No dobra, mówił im to, chociaż wiedział, że klienci nie znają swoich potrzeb, dopóki nie zobaczą gotowego produktu, tak więc to producent ma myśleć za klienta.
Jobs nie tylko potrafił zmusić pracowników, aby robili rzeczy estetyczne i piękne (i jednocześnie wcale nie najtańsze). Potrafił także porwać tłum, robiąc widowisko z umiejętnie wplecioną prezentacją kolejnego produktu, może niekoniecznie absolutnie niezbędnego, ale guru Jobs, przy użyciu multimediów, przekona wszystkich obecnych, że tak jest.
Ze Sztuki prezentacji należy jedynie wyciągać wnioski, bo przecież nikt z nas nie będzie drugim Steve’em Jobem. Możemy się jednak nauczyć, jak kreować wyobrażenie o naszych produktach, jak przyciągnąć uwagę mediów i tych, którzy kreują potrzeby klientów oraz jak zauroczyć samych klientów, aby wyjęli z własnych portfeli kilkaset dolarów na nowy gadżet.
Rady są proste i aż zaskakują swoją oczywistością.Jedną z takich oczywistości jest fakt, że każda prezentacja tego CEO była tyle razy przećwiczona, sprawdzona, przetestowana w różnych wariantach na wypadek, gdyby coś nie zadziałało, że po prostu musiała się udać. Zresztą nie znam nikogo, kto by przez 150 godzin opracowywał krótką prezentację, a tyle czasu potrafiły zająć przygotowania. A po nich następowały godziny ćwiczeń, aby móc ją pokazać pozornie bez notatek.
Sama prezentacja powinna zawierać jedynie hasła i obrazy, nie linijki tekstu. Produkt powinien być opisany chwytliwym hasłem, które nie powinno mieć więcej znaków niż 140-160 („ograniczenie twittera”). Natomiast samo hasło, ten swoisty opis produktu, powinno pojawić się co najmniej kilka razy w czasie prezentacji, aby dziennikarze mogli je cytować jako wstępniak do artykułu, uczestnicy konferencji aby mieli gotowy slogan do opisywania produktu, a sam slogan żeby został także podstawą do komunikacji PR i marketingowej. Proste? Pozornie tak. A skoro to takie oczywiste, czemu robił tak tylko Jobs?
Pełno tu sztuczek, które trzeba „przepracować” na własnym podwórku biznesowym. Obawiam się jednak, że ci, którzy powinni po tę książkę sięgnąć, są tak przywiązani do 20 linijek tekstu na jednym slajdzie, że książkę przekartkują (bo w końcu wszystko o Jobsie trzeba przejrzeć) i odłożą na półkę.
Czas na rewolucję w pokazywaniu produktów. Oczywiście w amerykańskim stylu.