"Każdy, kogo trzeba było chronić, zostawał karmicielem wszy"
"Weigl nie postępował według zasady oko za oko, ząb za ząb" - wspominał Henryk Mosing, główny epidemiolog w Instytucie. "Jego zdaniem nawet w kontaktach z wrogiem trzeba szukać płaszczyzny porozumienia, która pomoże wszystkim. Wiedział, że jeśli opuści budynek, Wehrmacht zrobi z niego koszary i zniszczy zbiory, a przede wszystkim ogromne muzeum okazów stworzone przez wielkiego zoologa Benedykta Dybowskiego. Ponadto szybko dostrzegł, że inteligencja jest bezrobotna i potrzebuje jakoś zarabiać na życie".
"Każdy, kogo trzeba było chronić, zostawał karmicielem wszy" - opowiadała Stanisława Woyciechowska, asystentka Weigla. - "Dostawał wtedy Ausweis i był chroniony". Pomarańczowa karta tożsamości z orłem Wehrmachtu, napisem Oberkommando des Heeres (Dowództwo Armii) i Instytut Badań nad Tyfusem i Wirusami stała się przepustką do życia dla tysięcy ludzi.