Trwa ładowanie...
recenzja
06-06-2014 15:20

Ruchome granice piekła

Ruchome granice piekłaŹródło: Inne
dec2gai
dec2gai

„Pamiętam, jak specnaz kroił saperkami gruzińskich demonstrantów, jak czołg rozjeżdżał ludzi w Wilnie, jak cywil w prochowcu puścił serię z kałacha w babcię z siatką w Tbilisi” – wyznaje w książce Widziałam. Opowieści wojenne Maria Wiernikowska.

Choć relacjonowała konflikty m.in. z rozpadającego się Związku Radzieckiego, Jugosławii, Iraku czy Afganistanu, nie lubi, gdy mówi się o niej „korespondentka wojenna”. Twierdzi, że jej opowieści są nie tyle o wojnie, co o życiu toczącym się w jej cieniu. O tych, którzy „chcieli fajnie żyć, a nie umierać”.

Reporterka dzieli się tekstami, jakie publikowała w latach 90. w „Gazecie Wyborczej” i „Tygodniku Powszechnym”, a także zapisem korespondencji dla Radia Zet. Wybór wzbogacony jest o rozdział dotyczący aktualnych wydarzeń na Ukrainie. Wiernikowska pisze m.in. o co ma żal do rodzimych dziennikarzy relacjonujących wydarzenia zza naszej wschodniej granicy. Nie wszyscy pewnie zgodzą się z jej poglądami na temat konfliktu na linii Rosja-Ukraina, ale przecież nie o to chodzi. Raczej o to, by pewne sprawy przemyśleć.

Często, pod doniesieniami z pola walki, internauci pytają, po co dziennikarze „pchają się” w niebezpieczne rejony. A wydaje się, że mądrzej by było, gdyby pytali: po co są dziennikarze? Jaki jest sens ich pracy? W jakim celu jadą na tereny tak niespokojne?

dec2gai

Przypominają mi się słowa Wojciecha Tochmana , wściekłego, że świat przechodzi obojętnie obok ludzkich tragedii: „Chcę pisać tak, by czytelnik stracił apetyt. By go zabolało, by poczuł strach, mróz albo smród. Żeby się ubrudził, porzygał albo popłakał z bezradności. Chciałbym, by chociaż raz na chwilę wszedł w skórę bohatera. Żeby zadrżał i pomyślał: i mnie się to może przydarzyć”.

Wiernikowska, która do dziś ma spuchniętą kostkę po tym, jak w Karabachu wskakiwała na konia bez siodła, a ten wierzgnął, bo akurat leciał pocisk artyleryjski, nie lubi wielkich słów. „Poczucie misji” to sformułowanie, którego z pewnością nigdy by nie użyła. Raczej woli opowiadać o swojej „fizjologicznej potrzebie ryzyka”. W 1995 roku wyznawała na łamach „Gazety Wyborczej”: „Wszyscy mi mówili, a zwłaszcza mój ośmioletni syn, że nie powinnam się narażać. Niby to wiem, a chciałam znaleźć w sobie taką ścianę, do której dojdę. I dalej już nie. Chciałam poznać granicę swoich możliwości, wytrzymałości, strachu”.

Z każdym kolejnym tekstem Wiernikowskiej wyraźniej widzimy, że coraz mniej w niej wiary, że kogoś obchodzi los człowieka cierpiącego na drugim końcu świata, za to coraz więcej zgorzknienia i wściekłości.

Jeszcze raz pozwolę sobie zacytować Tochmana , bo w jednym z wywiadów celnie wypowiedział się na temat powodów reporterskiej złości: „Świat, gdyby chciał, mógłby powstrzymać wszystkie ludobójstwa, które się dzieją. Świat jest na tyle silny. Wyborcy mogliby zdyskwalifikować swoich polityków, którzy nie zareagowali na Srebrenicę, na Rwandę, którzy pozwalają na to, co się dzieje w Iraku. A jednak tego nie robią. Dlatego reportaże warto pisać tak, by czytelnik poczuł na własnej skórze strach, ból i upokorzenie”.

dec2gai

W Widziałam... Wiernikowska opowiada o miejscach, gdzie więcej cmentarzy niż domów. I o tym, że ludzie żyjący przez wiele lat w niewolnictwie mają dwa kompleksy: niewolnika i tyrana. Jak mieszkańcy Armenii, których historia to „litania pogromów: 1915, 1917, 1920, 1928, 1947... Między 1915 a 1918 rokiem Turcy wymordowali półtora miliona Ormian. Ostatnie pogromy były w 1990 roku – na oczach Rosjan Azerowie wyrzynali Ormian w Baku i Sumgaicie”.

Książka przenosi nas do Kabulu, w którym żyje Farida. Miała pięcioro dzieci. Dwoje umarło od chorób, dwoje zginęło od bomby, a ostatnie weszło na minę. Towarzyszymy kobiecie w momencie, gdy musi zadecydować, czy pozwolić lekarzom, aby ucięli mu obie nogi.

Innym razem mamy okazję uświadomić sobie, czym jest syndrom więzienia, który lata komunizmu wytworzyły w ludziach z terenów ZSRR. Skoro myślała za nich partia, dziś bardzo trudno im zrozumieć, na czym polega budowanie społeczeństwa obywatelskiego.

dec2gai

Lektury dotyczące wojen zawsze są przygnębiające. Za każdym razem trudno uwierzyć, że ludzie ludziom mogą to robić... Maria Wiernikowska, po powrocie z Czeczenii, pisze: „Nie wiem nawet, czy chciałabym to zapomnieć, czy zapamiętać”. Czytelnik zdaje sobie sprawę, dlaczego chciałoby się zapomnieć, ale z pewnością też, czemu trzeba pamiętać. Jak słusznie zauważa wydawca Widziałam. Opowieści wojennych, w dzisiejszym świecie „piekło ma się dobrze. Zmieniają się tylko jego granice”. Dla tych, którzy wypatrują pokoju, wciąż nie ma optymistycznych wieści.

dec2gai
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dec2gai