Milczący zamek zbudowany jest z cegiełek, które, jak się z pozoru wydaje, należą do świata doskonale znanego każdej pożeraczce książek. To jakby przesunięta w dorosłość baśń, gdzie nad prowincjonalnym, angielskim miasteczkiem góruje mroczny, pełen tajemnic zamek, w którym usychają w samotności trzy siostry pod władzą despotycznego ojca, a kiedy na Anglię zaczną spadać bomby – do wiekowej rezydencji zawita promyczek słońca w osobie nastoletniej ewakuantki z Londynu, w ciężkich okularach i z nieodłącznym notesem...
I co, wszystko już wiecie? Wymarzony materiał na pół tysiąca stron przewidywalnego, sentymentalnego kiczu?
Nie znacie Kate Morton. Milczący zamek to książka, którą spróbujecie czytać na wielu poziomach – jako postmodernistyczną grę z konwencjami gotyckiego romansu, powieści wiktoriańskiej dla panien młodszych i starszych – a właściwie z całą zasobną biblioteką literatury angielskiej, od Kobiety w bieli do * Dziennika Bridget Jones* i od * Dziwnych losów Jane Eyre* do * Opowieści z Narnii*, jako kwintesencję brytyjskości w literackim opisie wojennej prowincji i współczesnego Londynu „klasy średniej aspirującej", jako subtelną, kobiecą powieść psychologiczną, aż do czasu, kiedy dacie sobie spokój z grami, konwencjami i klasyfikacjami i pozwolicie się pochłonąć opowieści.
Edie Burhill ma trzydzieści lat, książki są jej pasją i profesją – jest redaktorką w maleńkim, londyńskim wydawnictwie. Właśnie rozpadł się jej kilkuletni związek i poważnie grozi jej popadnięcie we wtórne dzieciństwo na pięterku u rodziców, gdy odnaleziony po półwieczu list zmieni jej życie – i rodzinne, i zawodowe, kiedy okaże się, że ulubiona książka jej dzieciństwa nie przypadkiem stała się tą ulubioną. Zamek z baśni istnieje naprawdę i kryje tajemnice arystokratycznej rodziny Blythe, ale też – sekrety matki Edie. Główna bohaterka pogrąży się w książkach i w labiryntach zamku, pozna siostry Blythe i mieszkańców miasteczka, spojrzy innymi oczami na swoich rodziców i krewnych. A kiedy literacka i detektywistyczna przygoda Edie Burchill dobiegnie końca i wszystkie elementy układanki trafią na swoje miejsce, pomyślicie z żalem, że nie wrócicie już do Milderhurts. I że od czasu lektury * Rebeki* Daphne du Maurier nie przeżyłyście tego rodzaju czytelniczej frajdy.