Trwa ładowanie...
recenzja
28-03-2011 11:17

Rozszczepienie pomysłów

Rozszczepienie pomysłówŹródło: Inne
d2av30n
d2av30n

Debiutancka trylogia Brenta Weeksa, Anioł Nocy, nie była arcydziełem stylu, jej bohaterów nie wyróżniała psychologiczna głębia, często za to operowali oni wygodnymi wytrychami magicznej wszechmocy. Jednak jako rozrywkowa lektura, przy zawieszeniu niewiary i nastawieniu na śledzenie akcji, cykl się sprawdzał, choć był wewnętrznie nierówny. Siłą debiutu Weeksa były oryginalne pomysły, sprawnie zaserwowana intryga i wywracanie na nice niektórych schematów gatunku.

Czarny Pryzmat, otwierający nową trylogię autora – Powiernika światła – jest powieścią monumentalną i właśnie to objętościowe rozbuchanie najbardziej mu szkodzi. Nie da się ukryć, że ekspozycja, zajmująca 250 stron i niespecjalnie porywająca, mówiąc delikatnie, nie zachęca. Inaczej niż to było w przypadku * Drogi Cienia, akcja rozwija się powoli i choć tu i ówdzie pojawiają się zawiązki potencjalnie intrygujących tajemnic, mnogość porozpoczynanych wątków utrudnia wciągnięcie się w którykolwiek z nich. *Tym bardziej, że równolegle poznajemy założenia konstrukcyjne uniwersum, które nie są może wybitnie skomplikowane, ale wyjaśniane bardzo fragmentarycznie, stąd początkowo dominuje wrażenie chaosu.

Główny bohater, Gavin Guile, jest – co za niespodzianka – wyjątkowy. Jest Pryzmatem, posiada unikalne umiejętności magiczne, może czerpać energię (krzesać) ze wszystkich kolorów widma świetlnego, co czyni go, zgodnie z dogmatami wiary, wybrańcem boga Orholama i zwierzchnikiem religijnym Siedmiu Satrapii. Jednak, choć jego moc jest wielka, to władza głównie formalna. W dodatku potęga ma swoją cenę, a jest nią ograniczona długość życia. Gavin sprawuje swój urząd już od szesnastu lat, a żaden z jego poprzedników nie przeżył dłużej niż dwadzieścia jeden. Czas Pryzmata się kończy, a na lata, które mu pozostały, zaplanował ogromną pracę – pragnie zrealizować siedem wielkich celów.

Sytuacja Guile’a jest wyjątkowa nawet jak na Pryzmata. Zgodnie z doktryną Orholam w każdym pokoleniu obdarza pryzmatycznymi źrenicami dokładnie jednego człowieka. Jednak w generacji Gavina, po raz pierwszy w historii, zdarzyło się takich dwóch, a drugim był jego młodszy brat, Dazen. Stoczyli wojnę o władzę, która zakończyła się zwycięstwem Gavina i śmiercią Dazena. Wojna spustoszyła Satrapie, a w szczególny sposób ucierpiała Tyrea, miejsce kluczowej bitwy pod Strzaskaną Skałą, w trakcie której Dazen Guile stracił życie w bezpośrednim pojedynku z bratem.

d2av30n

Po szesnastu latach okazuje się, że w Tyrei, w małym miasteczku Rekton, dorastał, obecnie piętnastoletni, niezgrabny chłopak, którego Gavin spłodził w chwili przedbitewnej namiętności z przypadkowo spotkaną kobietą. Pojawienie się bękarta, Kipa, z wielu względów bardzo skomplikuje życie Gavina. Zmusi go do dokonania istotnych wyborów, a jakby mało było prywatnego bałaganu, pojawiają się polityczne komplikacje, których implikacje mogą być bardzo poważne.

Główną zaletą Czarnego Pryzmata jest oryginalna koncepcja magii splecionej ze światłem oraz religią i ograniczonej w bardzo interesujący sposób (szczegółów nie zdradzę, by nie psuć przyjemności ich odkrywania). Nienajgorsza jest też intryga, jednak problem z nią polega na tym, że zanim w końcu zdoła zaistnieć w stopniu wywołującym dostateczne zainteresowanie, cierpliwość czytelnika najprawdopodobniej się wyczerpie. Na tych, którzy wytrwają, czekają zaskakujące (i piszę to bez grama ironii) zwroty akcji, ewolucja niektórych bohaterów i upragnione tempo.

Nie da się ukryć, że Weeks pisarsko dojrzewa, bo choć wciąż od czasu do czasu nie potrafi się oprzeć efektownym wytrychom, a większość bohaterów szkicuje zgrubną kreską, to tych najistotniejszych tym razem potrafi interesująco pogłębić, a i z pisaniem o emocjach radzi sobie znacząco lepiej. Czarny Pryzmat stanowi część większej, detalicznie rozplanowanej całości i to widać wyraźnie, nie ma w nim też dłużyzn w ścisłym sensie tego słowa, to znaczy bezsensownego pustosłowia. Jednak wstęp jest za długi i nieciekawy, w przeciwnym razie ocena końcowa byłaby wyższa.

Styuacja jest w pewnym stopniu paradoksalna – pierwszy tom nowego cyklu kładzie podwaliny pod dalszy ciąg, który zapowiada się dużo ciekawiej niż trylogia Nocnego Anioła, ale u czytelników, których ta pierwsza zachwyciła, prawdopodobnie nie znajdzie uznania. Kto z kolei sięgnął po * Drogę Cienia* i uznał ją za schematycznego przeciętniaka, ten nowego cyklu nie spróbuje, choć mógłby mu właśnie przypaść do gustu, pod – trudnym do spełnienia – warunkiem przebrnięcia przez początek. A przebrnąć warto, bo kto, jak ja, dotrwa do końca (czego nie ułatwia skandaliczna ilość literówek), będzie miał ochotę poznać dalszy ciąg.

d2av30n
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2av30n