Kate i Tim Welchowie są niezwykle normalni i wyjątkowo zwyczajni. Kate zajmuje się wychowywaniem dzieci, gotowaniem obiadów i sprzątaniem domu. „Dziś posmarowałam masłem grzankę. Wylizałam ciasto z drewnianej łyżeczki. Pchałam sanki przez śnieg (...). No więc taki właśnie był mój dzień". Tim uczy historii w jednej z nowojorskich szkół i pracuje nad rozprawą doktorską. Nawet po tymczasowym odwróceniu małżeńskich ról, Kate i Tim natychmiastowo odzyskują równowagę i oswajają nową rzeczywistość. „Może i świat zmierza ku zagładzie , ale nie rodzina Welchów, tu, na Oak Lane , nie, my się nie dajemy (...)". Welchowie w pełni świadomie akceptują monotonię codzienności, a rutynę utożsamiają z główną zasadą rodzinnego szczęścia. Swoje życie określają jako stałe dążenie ku „czemuś dobremu i prostemu". Kate i Tim nie aspirują do żadnych zmian, ponieważ status quo zawiera wszystko, co przedstawia dla nich wartość. Pewnego dnia tę ze wszech miar celebrowaną i afirmowaną codzienność przerywa pojawienie się Anny Brody.
Wraz z Anną w życiu Welchów pojawiają się kominki z różowego marmuru, kolumienki w porządku toskańskim, cynowe sufity, wypolerowane parkiety, muzyka Beethovena, drogie wina i przyjęcia.
Wyższe sfery to kolejna powieść Petera Hedgesa – autora bestsellerowego * Co gryzie Gilberta Grape'a. Niektórzy recenzenci uważają, że Hedges popełnił teraz swoją najlepszą książkę, ale ja wstrzymam się od tego rodzaju entuzjazmu i euforii. Zamiast więc odwoływać się do określeń typu „wspaniała", „cudowna", „fantastyczna"..., stwierdzę, że książka jest po prostu dobra. Na szczególną uwagę zasługuje podwójna narracja powieści. *Kate i Tim to jedna historia, ale dwie zupełnie odrębne perspektywy. Peter Hedges świetnie odnalazł się w roli i przede wszystkim umyśle Kate Welch. Kobiecość Kate nie uległa ani pozornie oczywistej maskulinizacji ani niebezpiecznej w tym przypadku sztucznej feminizacji; Hedges stworzył kobietę autentyczną i wiarygodną. Narracja Welchów sporadycznie przerywana jest opowieściami osób trzecich – czytelnik zyskuje w ten sposób złudne, ale jakże pożądane wrażenie wszechwiedzy. „Wyższe
sfery" są za mało wyszukane i wysublimowane w swej treści, by usatysfakcjonować takowe. Mnie natomiast, jako przedstawicielce klasy średniej, powieść Petera Hedgesa wydaje się godną polecenia.