Drugi tom kiepskiego cyklu fantasy na początku daje czytelnikowi fałszywą nadzieję. Na bok odstawiona zostaje przenudna Nihal, rozedrgana nastolatka szukająca wrażeń na polu bitwy, a w centrum uwagi przesunięty jest Sennar, jej przyjaciel mag, zdolny, dynamiczny, niepokorny. Młody czarodziej zostaje wysłany na misję przekonania władców Świata Zanurzonego, ukrytego pod wodą państwa, do pomocy w wojnie przeciwko Tyranowi. Niestety, wróci i wątek Nihal, choć przez całą powieść będzie on niewyraźny, pozbawiony tempa i jakiegoś celu. Wątek misji czarodzieja Sennara, który wydawał się całkiem znośny w części pierwszej, w kontynuacji dopasowuje się już do ogólnie niskiego poziomu powieści Troisi. Przygody maga są do bólu standardowe, miejscami pozbawione sensu i słabo opisane. Czytelnik zaczyna sobie zadawać pytania: dlaczego młodego, niedoświadczonego człowieka, który niczym się jeszcze nie wykazał, tak szybko wywyższono na jedno z ważniejszych stanowisk w całej krainie i wysłano na potwornie niebezpieczną
misję, od której zależą losy świata? Na swojej drodze spotyka mag do tego tak szablonowych piratów, że aż człowiek przeciera oczy ze zdziwienia.
Z przykrością stwierdzam, że język Troisi w Misji Sennara jest podobny do tego, jakim operowała w Nihal z Krainy Wiatru. Kiepski styl, z jakim autorka opisuje pola bitew i walki dotyczy również motywów miłosnych. Emocjonalne rozterki Sennara, jego tęsknota za Nihal i dziwne podchody pod mieszkankę Świata Zanurzonego, Ondine, są równie nudne, co reszta powieści, słabo opisane, nie wzbudzające zainteresowania. Słowem, motyw ten staje w równym szeregu z dojrzewaniem Nihal i odkrywaniem prawdy. Powraca więc problem, który był już widoczny w pierwszej części serii: jak bardzo język powinien odpowiadać powadze historii, poziomowi opisywanej brutalności? A jeśli już te dwa elementy do siebie nie przystają, to czy ma to jakąś funkcję, czy chowa się za tym jakakolwiek myśl? Po przeczytaniu drugiej części coraz bardziej jestem przekonany, że Troisi po prostu nie powinna pisać takich powieści. Być może autorka sprawdziłaby się w jakiejś powieści fantasy dla nastolatek z mniejszą skalą, bez bitew, krwi, trupów,
smoków?
Z całego katalogu zarzutów, jakie można postawić większości kiepskiemu fantasy, części pierwszej nie można było wypominać prostego kopiowania wątków z wielkich powieści gatunku. Licia Troisi nadrabia jednak te zaległości, bezpośrednio i bezwstydnie czerpiąc z Tolkiena. Jak w każdej współczesnej, podrzędnej powieści fantastycznej pojawić się musi potężny, przedwieczny przedmiot, od którego zależą losy świata. I tylko główny bohater może go odnaleźć. Do tego głównym przeciwnikiem Nihal w Misji Sennara jest mroczny generał Tyrana, ujeżdżający wstrętnego, latającego stwora. Nosi mroczną, magiczną zbroję i nie boi się miecza żadnego mężczyzny. Sam Tyran zaś to wypisz, wymaluj połączenie Voldemorta z Sauronem - upojony tajemną, zakazaną władzą czarnoksiężnik hodujący swoją własną rasę wstrętnych wojowników. Krótko mówiąc: jeśli podobała się wam część pierwsza, pewnie i będziecie w stanie przeczytać i drugą. Jest to jednak strata czasu. Na rynku jest o wiele więcej dobrych powieści fantasy, które nawet z
klasycznych dla tego gatunku motywów potrafią wykrzesać coś ciekawego i wciągającego. Kroniki Świata Wynurzonego takie nie są. Plany autorki przerosły jej warsztat i wydać to na każdym kroku.