Literatura hiszpańska w ostatnich latach zainteresowała europejskich czytelników dwoma tematami – jednym z nich jest Barcelona, najbardziej mitotwórcze miasto przełomu tysiącleci, drugim – hiszpańska wojna domowa (o trzecim temacie – marnych naśladownictwach Dana Browna nawet wspominać nie warto). Jeśli jednak sądzić, że Cztery dni w styczniu, czyli Barcelona w czasie wojny domowej jest obliczoną na zdobycie łatwej popularności hybrydą * Cienia wiatru* i * Żołnierzy spod Salaminy, czego można byłoby się spodziewać na podstawie notki na okładce, to muszę zdecydowanie zaprzeczyć, mamy tu do czynienia z bardzo dobrą powieścią. *Formalnie – kryminalną, głównym bohaterem jest policjant, głównym wątkiem – prowadzone przez niego śledztwo. Ale to przecież niewiele mówi o samej książce, skoro
obecnie co trzecia powieść, od burleski do psychodramy, nosi w sobie poręczny i na ogół logiczny szkielet kryminału, zgrabnie systematyzującego tok fabuły.
Schyłek wojny domowej. Republikańska Barcelona pustoszeje. Frankistowskie oddziały zmierzają w stronę miasta. Strumień objuczonych pakunkami cywilów płynie w stronę francuskiej granicy. Któż wie, co zostanie poczytane za zbrodnię przeciw nowej władzy? Urzędowa posada? Katalońska tożsamość? Mało kastylijsko brzmiące nazwisko? Inspektor Mascarel po raz ostatni odwiedza pusty komisariat. Nie zniknie z miasta, wzorem kolegów. Jego ciężko chora żona nie wytrzymałaby trudu wędrówki. W opustoszałym komisariacie odnajduje go kobieta poszukująca zaginionej córki. W zwyczajnym, uporządkowanym świecie zgłoszenie o zaginięciu atrakcyjnej piętnastolatki z marnej dzielnicy, córki byłej prostytutki, trafiłoby pewnie do zapomnianej szuflady. Teraz znalezienie dziewczyny w mieście pogrążonym w chaosie, w którym w gorączkowym pośpiechu domykają swoje sprawy potencjalni uchodźcy, dezerterzy i wygłodniali przechodnie rabujący zamknięte magazyny żywności – jest to więcej, niż niemożliwość, to absurd. Śledztwo w sprawie
zaginionej dziewczyny, to nić, której kurczowo chwyta się Mascarel, żeby odpędzić strach i rozpacz. Jeśli działa prawo, to świat nie wypadł jeszcze ze swoich kolein…
Cztery dni w styczniu wpisują się w dyskurs o hiszpańskiej wojnie domowej, w którym po latach przymusowego milczenia batalia o przywracanie pamięci nie eskaluje, na szczęście, licytacją krzywd i obwinianiem wnuków za grzechy dziadków. Jordi Sierra i Fabra stworzył postać inspektora Mascarela nie tylko jako pełnowymiarowego człowieka, ale też jako ilustrację tezy, że w świecie chaosu, gdy nie można ufać politykom, ukrytym za parawanem wielkich słów i za lasem sztandarów, busolą może być służba publiczna i wierność demokracji.