Literatura lekka, zwana także chick-lit ma w swoim założeniu być właśnie taka: niezobowiązująca i przyjemna. Świetnie rozumiem, dlatego pozycje tego typu wydają mi się nieodzowne po ciężkim dniu czy tygodniu pracy. Niestety przy tej powieści srodze się rozczarowałam. Jest do bólu wtórna, a w dodatku zawarty w niej humor nie jest wystarczający, żeby lekturę uratować. Daleko tej pozycji do klasyka rodzicielskich rozterek, fascynującej satyry pod tytułem Może zawierać orzeszki, daleko też do Niani w Nowym Jorku. Jest również niestety o wiele słabsza od pozycji Najdroższe dzieciaki duetu Goldstein i Stuart, czy Sekretnego życia mamuśki Fiony Neil. Dzieje się tak pewnie dlatego, że temat wychowywania dzieci w Ameryce został już w wielokrotnie sportretowany i nieco się wyeksploatował. Z tego powodu pisząc kolejną książkę na taki temat, trzeba czymś oryginalnym zabłysnąć. Tak się jednak nie dzieje.
Powieść budzi bardziej przerażenie i zdziwienie niż śmiech, ponieważ tytułowe Mamzille to prawdziwe potwory – zapatrzone w siebie obrzydliwie bogate kobiety wysługujące się przy wychowaniu dziecka nianiami, rozmaitymi konsultantami i doradcami, lekarzami, po to, by same mogły na eleganckich przyjęciach obgadywać inne matki i robić cierpiętnicze miny opowiadając o trudnym losie kobiety wychowującej dziecko w Nowym Jorku. Wyścig szczurów rozpoczyna się już w łonie matki - bowiem od momentu poczęcia trzeba zapewnić potomkowi (dwóch imion koniecznie) jak najlepszy start – w markowych ubrankach, wspaniałych przedszkolach i w otoczeniu ludzi mających stymulować ich jak najszybszy rozwój. Podejście kobiet do siebie, innych i życia w ogóle budzi głębokie rozdrażnienie – jeśli faktycznie tak wygląda macierzyństwo i dzieciństwo na Upper East Side to wypada tylko załamać ręce i wołać o pomstę do nieba. Bohaterki oderwane są od rzeczywistości w sposób wręcz zatrważający.
W takie środowisko wpada Hannah Allen po przeprowadzce – jedyna rozsądna matka w tym jakże zacnym gronie. Czy weźmie udział w dziecięcym wyścigu? Można to sprawdzić podczas lektury, jednak ostrzegam, że odgrzewane kotlety, jakie serwuje autorka, to w tym przypadku nie jest najsmaczniejsze danie. Powrót do literackiego duetu autorce by z pewnością nie zaszkodził. Tak samo jak proponowanie mniej przesłodzonych zakończeń rodem z bajek dla dzieci.