W dzisiejszym świecie reklama to metoda komunikacji, sztuka, przemysł, psychologiczna manipulacja i jawne oszustwo.Dzięki niej kupujemy całkowicie zbędne produkty albo zyskujemy przekonanie, że używanie jakiegoś urządzenia podnosi nasz prestiż i poczucie własnej wartości. Dzięki niej mierne dzieła literackie stają się bestsellerami, a podrzędni artyści – światowymi gwiazdami. W różnych czasach i miejscach różne są środki, którymi reklama się posługuje, ale zasada jej przekazu pozostaje ta sama: podkreślić pewne cechy podmiotu, wyolbrzymić je i przekonać odbiorcę, że są one dla niego niezwykle ważne.
Rolę reklamy doskonale rozumie Michael J. Sullivan, który od jakiegoś czasu prowadzi w miesięczniku „Nowa Fantastyka” kącik porad dla adeptów literackiego rzemiosła. Amerykański pisarz dowodzi tego, po pierwsze wykorzystując ów kącik do promowania własnej twórczości, po drugie zaś – tą właśnie twórczością, a mianowicie wydanymi w jednym tomie powieściami Królewska krew i Wieża elfów. Już w scenie otwierającej pierwszą z nich bohaterowie zyskują przewagę nad swoimi adwersarzami właśnie dzięki odpowiedniej reklamie. Okazuje się bowiem, że sława ich prawdziwych czy domniemanych czynów wyprzedza ich w drodze, dobrze przygotowując grunt pod wszelkie działania z ich strony.
Co ciekawe, obaj ową straszną sławę potwierdzają potem czynem tylko częściowo. Zamiast bezwzględnych rabusiów i zabijaków, jakimi przedstawia ich stugębna plotka, mamy do czynienia raczej z nowymi wcieleniem Robin Hooda, nad godziwy bandycki zarobek przedkładającymi spełnianie dobrych uczynków i wybawianie z opresji niewinnych niewiast. Wiele do życzenia pozostawiają również rzekoma niezawodność w działaniu oraz gwarantujące skuteczność tegoż trzymanie się wypracowanych zasad. To wszystko owocuje angażowaniem się bohaterów w podejrzane afery, których konsekwencje mogą zagrozić nie tylko ich utrzymywanemu przez odpowiedni PR wizerunkowi, ale wręcz samej ich egzystencji. Ale po kolei.
Hadrian Blackwater i Royce Melborne to dwaj zawodowi złodzieje, znani pod przydomkiem (marką?) Riyria. W swoim CV mają takie dokonania, jak wykradnięcie królewskich insygniów ze skarbca i odłożenie ich następnego dnia na miejsce, co miało dowodzić, że żadne zabezpieczenia im niestraszne. Celują także w przyjmowaniu zleceń – i pieniędzy – od obu stron konfliktu jednocześnie. Z tego złodziejskiego duetu na plan pierwszy wysuwa się gadatliwy Royce, wirtuoz pośród włamywaczy. Z kolei małomówny Hadrian jest niezrównanym szermierzem, obznajomionym z tajnymi, starożytnymi sztukami walki ostrzem wszelakim.
Pewnego dnia, sprzeniewierzywszy się wyznawanej zasadzie ostrożności, bohaterowie przyjmują zlecenie wykradnięcia z królewskiego pałacu pewnego miecza. Zlecenie okazuje się pułapką, a Hadrian i Royce zostają pojmani i oskarżeni o zamordowanie króla. Życie ocala im królewska córka Arista, która wysyła ich wraz z następcą tronu Alrikiem w misję, mającą na celu wykrycie prawdziwych spiskowców. Umykając pościgowi, zmierzają do więzienia, w którym przetrzymywany jest potężny mag Esrahaddon. Jego pomoc ma być decydująca w przedsięwzięciu, którego realizacji podjęli się dwaj złodzieje.
Drugi tom cyklu (liczącego, póki co, tych tomów sześć) również opisuje aferę, której punktem wyjścia jest złamanie przez bohaterów własnych zasad. Tym razem przyjmują oni zlecenie od niewinnego dziewczęcia z zagubionej w lasach wioski – praktycznie gratis mają pomóc ojcu zleceniodawczyni w pokonaniu poczwary pożerającej włościan. Po przybyciu na miejsce sprawa wydaje się być beznadziejna, krwiożerczym stworem okazuje się bowiem mityczny gilarabrywn, którego zabić może jedynie miecz ukryty w tytułowej Wieży Elfów. Tymczasem hierarchowie Kościoła Novrona chcą wykorzystać bestię jako element spisku, mającego na celu odbudowę starożytnego Imperium.
Złodziejski duet Riyria jest niewątpliwym spadkobiercą takich kanonicznych bohaterów fantasy, jak Fafryd i Szary Kocur z lankmarskiego cyklu Fritza Leibera . Podobne są cechy charakterów obu par postaci (choć nieco inaczej rozdzielone), jak również przewrotne poczucie humoru, którym przesiąknięte są ich wzajemne relacje. Choć znamy tylko wyrywkowo ich wcześniejsze dzieje, nie mamy wątpliwości, że Hadrian i Royce są przyjaciółmi na śmierć i życie. Spośród innych dramatis personae wyróżnia się „silna księżniczka” Arista i jej brat, który z rozmemłanego książątka z czasem wyrasta na odpowiedzialnego następcę tronu. Najbardziej zagadkową figurą jest zaś mag Esrahaddon o tajemniczej, dziewięćsetletniej przeszłości i niejednoznacznych zasadach moralnych.
Awanturnicze opowieści łotrzykowskie, jakimi jawią się nam książki Sullivana, dzięki umiarkowanemu doprawieniu magią zyskują dodatkowe walory, które zadowolą miłośników tolkienowskiej fantasy. W przeciwieństwie do wielu innych cykli tego rodzaju, polityczne intrygi i spiski, mające na celu odmianę obrazu świata, pozostają tu jedynie tłem dla barwnych przygód wyrazistych bohaterów, nie przytłaczając akcji. Dzięki temu lektura powieści o Hadrianie i Royce'u wciąga i angażuje czytelnika emocjonalnie, niezależnie od pewnych nielogiczności fabularnych.* Czy spisując historię złodziejskiego duetu Sullivan wykorzystał wszystkie swoje rady, których tak ochoczo udziela innym?* Nie do końca, ale i tak warto przekonać się o tym samemu. Hmmm, to zabrzmiało, jak w reklamie...