Jeśli porównywać wyprawę Magellana z jakimkolwiek przedsięwzięciem odkrywczym, to najbliższym rangą, jeśli chodzi o znaczenie dla cywilizacji ludzkiej, byłaby zapewne misja załogowa Apollo 11 na Księżyc. Wyprawy Kolumba są wobec dokonań Magellana zaledwie rekonesansem, a z całym szacunkiem dla dzielnych eksploratorów z NASA, dla przyszłych pokoleń będą oni zapewne Kolumbem międzygwiezdnych przestrzeni. Kolumbem, nie Magellanem…
Przed epoką wielkich odkryć za horyzontem rozciągał się świat baśni, można tam było zdobyć niewyobrażalną fortunę, sławę i wieczną młodość, albo zostać zaklętym, pożartym, zginąć bez śladu w piekielnej otchłani. Nie zmienił tego nawet Marco Polo , który swoimi opowieściami przyczynił się bardziej do rozkwitu literatury, niż kartografii. Kilkadziesiąt lat przed Magellanem o dalekich podróżach zaczęto już myśleć bardziej w kategoriach nauki i wielkiej polityki, niż przygody, lecz wciąż jeszcze przed dziobem małej flotylli Magellana rozciągała się baśń, ale za rufą była już rzeczywistość: doświadczenie, dokumenty i mapy.
Znakiem nowych czasów było także i to, że Portugalczyk Magalhães, żołnierz w służbie swego króla, utknąwszy ze swym projektem zachodniej drogi ku Wyspom Korzennym w trybach dworskiej biurokracji, poszedł śladem Kolumba i zaoferował swój projekt królowi Hiszpanii. Biurokracja i poziom nasycenia intrygami był na dworze hiszpańskim bodaj jeszcze wyższy, ale skoro nadarzała się okazja uszczknięcia największemu rywalowi bogactw i sławy… Magellan w pięć okrętów wyruszył na zachód. Załoga – desperados z połowy Europy, starzy marynarze i nastoletnia dzieciarnia, żołnierze, uczeni nawigatorzy, finansiści, szpicle i poszukiwacze przygód. Wenecjanin Pigafetta, kronikarz wyprawy, najwyraźniej darzony sympatią przez autora, wiernie trwający przy swoim kapitanie jak Sancho Pansa przy Don Kichocie, opisuje, jak trudno było utrzymać władzę i właściwy kurs pośród tej Legii Cudzoziemskiej płynącej dookoła świata na pięciu przeciekających skorupkach, gnanej mirażem złota i sławy, jak przetrwać sztormy i sztile, mróz, żar,
głód, grad zatrutych strzał, intrygi i zdradę, ale też zwyciężyć pokusy, które niosły mijane wyspy jak z tysiąca i jednej nocy. Z dwustu kilkudziesięciu zostanie osiemnastu, w tym szczęściarz Pigafetta. W Hiszpanii powitają ich – jakżeby inaczej? - by zakuć w kajdany, bo wygrywają ci, co stoją blisko tronu i szepczą władcy do ucha…
Pasjonująca książka o pasjonującej wyprawie, w znakomitym przekładzie Jana Pyki. Dla miłośników historii odkryć geograficznych – kompendium oparte na imponującym materiale źródłowym. Dla wielbicieli przygody przez duże P – wspaniała opowieść, na dodatek najzupełniej prawdziwa.