Czy można powiedzieć nic? Właściwie należy to zrobić i wcale nie jest to takie trudne. Wystarczy po prostu przejść się do Miasta Mówiących Nic. Miastka Nie Mających Zdania. Jeżeli wydaje wam się to śmieszne, to nic nie szkodzi. Problem w tym, że śmiejemy się sami z siebie. Eksperymentując ze słowami, z wyobraźnią, korzystając z siły przenośni i niedopowiedzeń, Aleksandra Paprota wprowadza nas w naszą codzienność, kryjąc pod swoimi obrazami człowieka współczesnego. Jego wady i zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie. Wydaje się, że ten zbiór opowiadań byłby wierszem, gdyby ktoś inaczej ułożył słowa, byłaby powieścią, gdyby zlepić ją w jeden obraz. Byłaby fantazją, gdyby nie przymus rzucanych przez autorkę wnikliwych pytań. Gdyby nie owa myląca lekkość. Przymus dokończenia, który pisarka zwala na czytelnika. Siła, która zmusza nas do specyficznie „aktywnego” czytania. Bo Miastka Zapominane, to książka, która nie tylko intryguje, ale przede wszystkim obnaża naszą osobowość. Ujawnia nam to, czego o sobie nie
wiemy. Otwiera drzwi naszej zdziczałej podświadomości.
Trafiając na tę książkę nie można się spodziewać czegoś, co jest obliczalne, czy też znane. To pełnia ekspresji. Historia o opowieściach, zlepki ludzkich istnień, które dawno zapomniały czym jest człowieczeństwo. Niestety jest to też opowieść trudna. Nie można jej traktować jak przerywnika pomiędzy pierwszym a drugim daniem. Miastka Zapominane wstrząsają posadami naszej codzienności. Książka Aleksandry Paproty to specyficzny, i naprawdę dość rzadko goszczący na półkach, eksperyment literacki. Może nie do końca jasny i łatwy w odbiorze, ale wart poznania. Szczególnie wtedy, gdy mamy problemy z ogarnięciem rozszalałej codzienności, która dawno porzuciła znane nam, stare definicje. Pozwala na nowo odkryć magię w zywkłości ludzi i nieożywionych mas. Nadać sens temu, co mijamy nie zwracając nawet na to uwagi. Przywrócić do życia to wszystko, co dziwnie przestało mieścić się w ramach naszych dni.