Jako ludziom rozumnym w głowie wciąż kłębią się nam rozmaite pytania. Na przykład te dotyczące naszych najbliższych, których do końca naprawdę nie znamy. Nawet jeżeli wciąż żyją, jakoś nie potrafimy zapytać: Jacy byli nasi rodzice, gdy byli w naszym wieku? Jak widzieli świat, dziadków i jak postrzegali macierzyństwo i wszystko to, co im się przydarzało? Wszelkie rzeczy szalone i te zwyczajne, codzienne? Często zdarza się, iż zadajemy takie pytania rodzicom, ale oni jeszcze częściej, niestety, nie potrafią na te pytania odpowiedzieć. Czy to strach, a może obawa kontaktu oko w oko sprawiają, iż nie umiemy rozmawiać?
Jedni winę zrzucają na telewizję, inni na pracę, zmęczenie, zawsze przecież znajdzie się powód... Tak więc czy nie lepiej napisać? Zawrzeć w słowach złożonych na papierze to, co powinny powiedzieć usta? Tak jak uczynił to właśnie autor tego tomiku, Alain Ayache, jeden z niezależnych wydawców prasowych z Francji, z pochodzenia Algierczyk? Jego listy, adresowane do córki Prunelle, stoją przed nami otworem. Jako poradnik, a może i sposób na porozumienie się z pociechami? Na pewno przyciągną wielbicieli Paula Coelho, który zaszczycił ten zbiorek swoim wstępem. Jednak, czy rzeczywiście będą strawą dla wszystkich?
To, co otrzymujemy w tej książce, jest nie do końca przykładem sztuki epistolarnej, jak spodziewać byśmy się mogli po tytule zbioru; to raczej zestaw złotych myśli, płynących z serca zakochanego w dziecięciu ojca. Myśli płynących z doświadczenia, które przecież rośnie z każdą daną mu, staremu, sekundą. Rozważań dotyczących najważniejszych tematów, czyli wszystko to, co może się przydać rosnącej dziecinie. Słów, które tworzą prawdziwy poradnik na kolejne lata, które może dane będzie jej przeżyć o tyle bezpieczniej, właśnie dzięki nim. Słowom, które mają wspierać, poradami rodzica. W końcu, jak twierdzi sam autor, przydarza nam się raczej to samo... Niezależnie od czasu, w którym przyszło nam żyć.
„Może lepiej się poczujesz, gdy powiem – jeśli już tego nie wiesz! – że Twoim rodzicom daleko do doskonałości.
Twój ojciec nawet słusznie twierdzi, że jest „chodzącą niedoskonałością”.
Niewątpliwie zatem z umiarem powinnaś korzystać z tego, co znajdziesz w niniejszych listach, które nieraz w przyszłości pozwolą Ci pośmiać się z ojca.”
I rzeczywiście, przede wszystkim potrzeba wielkiego dystansu dla tych tekstów. O wiele lepiej by było, gdyby rady te nie przypominały przydługiego kazania. Z jednej strony przychodzi nam na myśl, iż lepiej by było, gdyby „listy” były bardziej przyjazne, może mniej przesłodzone? Ale z drugiej strony, trudno odmówić ojcu dobrych chęci. Należy również zauważyć, iż rodzic nadal nie zapomniał jak to było, gdy był dzieckiem, i za to mu chwała. Jednak niestety nie zmiotą te słowa dziecku kłopotów sprzed nóg. Bo jak to zwykle bywa łatwiej nauczą nas porażki, niż przeżycia innych...I jeszcze ten ton, zbyt doniosły, poetycki, tak mało uczuciowy...
Czy warto przeczytać tę książkę? Na własną odpowiedzialność, jeżeli naprawdę chcecie by ktoś was pouczał. Albo jeżeli dobrze znosicie wszelkie rady. Chyba raczej jest to pozycja dla wybitnie dorosłych. Im łatwiej spojrzeć na to z dystansem. Te krótkie wspominki, rady, złote myśli i zarysowane lekko wydarzenia trochę kuleją. A z drugiej strony, coś się w duszy odzywa, coś, co nam mówi, iż szkoda, że moi rodzice czegoś takiego mi nie zostawili. Na dwoje babka, jak to mówią, wróżyła. I warto i znaleźć coś można, a i czasem o ścianę rzucić też. Lecz najważniejsze jest jedno przesłanie:
„Zawsze coś z dziecka pozostaje w ludziach, którym na samo wspomnienie najgłębiej skrywanych smutków łzy napływają do oczu.”
I pytanie? Czy nasi rodzice czasem płaczą? Czy istnieją, istnieli, żyją, żyli jak my? Czy borykali się z podobnymi problemami, czy też im umknęli? Jacy byli? Skąd mamy wiedzieć, przecież nie napisali... Może jednak jeszcze napiszą?