Czasem bywa tak, że człowiekowi lepiej się robi na duszy, gdy ponarzeka na niesprawiedliwość dziejową, a już pełnię szczęścia osiągnie, kiedy znajdzie sobie osobę, która jest odpowiedzialna za jej przyczynę. Jeśli takowej nie ma, to zawsze można sobie ją wymyślić, wszak nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg, nawet, jeśli byłby całkowicie wyimaginowany. Można wówczas rzec, iż jesteśmy czyści i dziewiczy jak te wonne lilie, usta nafaszerować różnymi konfiguracjami pojęć „honor”, „sprawiedliwość”, „duma”, „godność”, „zdrada” i „podłość”, po czym, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, z wyższością spoglądać na świat. Nie tylko politycy opanowali tę sztukę do perfekcji - na gruncie historycznym ma się ona również całkiem nieźle, z czego wynika popularność wszelakich Spraw honoru czy niektórych książek Daviesa, przy wszechobecnym aplauzie wrzucającego kolejne kamyki do naszego martyrologicznego ogródka. Oryginalny tytuł książki Jonathana Walkera brzmi: Poland Alone. Britain, SOE and the Collapse of the
Polish Resistance, 1944, jednak zapewne ze względu na nośność i popularność wyżej wymienionego zjawiska, na polskim rynku ukazała się ona jako Polska osamotniona. Dlaczego Wielka Brytania zdradziła swojego najwierniejszego sojusznika. Cóż, „zdrada najwierniejszego sojusznika” brzmi o wiele lepiej, zgoła mniej emocjonalny, podtytuł zaproponowany przez autora.
Walker uczęszczał do Clifton College w Bristol, jest członkiem Brytyjskiej Komisji ds. Historii Wojskowości oraz profesorem nadzwyczajnym w Centrum Badań nad Pierwszą Wojną Światową na uniwersytecie w Birmingham. Jest m.in. autorem historii o weneckim szpiegu, Gerolamo Vano oraz o konflikcie, który doprowadził do wycofania Brytyjczyków z terenów Jemenu Południowego. W „Polce osamotnionej”, wydanej w Wielkiej Brytanii w 2008 roku, postanowił zająć się problematyką współpracy Brytyjczyków z polskim ruchem oporu podczas drugiej wojny światowej. Swoiste preludium do ukazania tego, bardzo złożonego, aspektu, stanowi krótki, powierzchowny opis sytuacji, w jakiej znalazła się Polska od odzyskania niepodległości do roku 1939. Zwieńczony jest dość niezręcznymi zdaniami: „Niemiecki najazd z roku 1939 zakończył dwudziestoletni okres względnej niepodległości Polski. Wolność ta była dla Rzeczpospolitej czymś nowym.” Równie skrótowo opisana jest zresztą Kampania Wrześniowa i sukcesy niemieckiego blitzu. W dalszej części,
traktującej m.in. o Einsatzgruppen, natrafiłem na zdanie, które jest, delikatnie powiedziawszy, nadużyciem, choć po jego lekturze cisnęły mi się na usta zgoła mocniejsze sformułowania: „Jednakże nie tylko te „grupy operacyjne” miały monopol na zbrodnie. Polacy (…) także byli zdolni do przemocy”, po czym następuje opis zbrodni w Jedwabnem. Wygląda na to, że nie tylko niemieckie szwadrony śmierci miały wyłączne prawo do masakr, ale i takowy przywilej dostali również Polacy. Nie wiem, na ile jest to kwestia tłumaczenia, a na ile stosowanych uproszczeń, ale nie ukrywam, że część z nich po prostu drażni. Jakże bowiem można potraktować zdanie „Od chwili rozpoczęcia Barbarossy, Wielka Brytania i jej jedyny sojusznik – Polska, samotnie opierały się Hitlerowi”? Dość rzec, że cała, niezwykle skomplikowana sytuacja militarno-polityczna w latach 1939-1943 zmieściła się autorowi na 30 stronach. W drugim rozdziale, poświęconym Armii Krajowej, również nie uniknął on, nie tyle uproszczeń, co wręcz błędów merytorycznych – w
wyniku likwidacji Kutschery nie zginął jedynie „Lot” i „jego dobry kolega”, ale również „Juno” i „Sokół”. Historia Armii Krajowej, wraz z akcjami dywersyjnymi i reakcją na brytyjskie zrzuty, to zaledwie kolejne 30 stron, po czym autor przechodzi do omówienia operacji „Most”, czyli utworzenia szlaku powietrznego pomiędzy Wielką Brytanią a Polską. Najwięcej uwagi Walker poświęca pozyskaniu i przekazaniu do Londynu elementów pocisku V-2. Do rozdziału traktującego o niemieckich obozach zagłady również wkradł się błąd – Kulmhof nie był miejscem przeznaczonym wyłącznie do mordowania osób pochodzenia żydowskiego, zabijano tam m.in. również Romów i Polaków. Kolejne części książki obejmują stworzenie SOE, scharakteryzowanie jej struktury, wyposażenia i prób udzielenia pomocy Polakom, a także opis ofensywy Armii Czerwonej na zachód w 1944 roku. Koszmar na kresach Rzeczpospolitej splata się tu z politycznymi, kurtuazyjnymi negocjacjami prowadzonymi w zaciszu gabinetów, gdzie nadrzędną ideą przyświecającą możnym
rozmyślającym już, jak podzielić europejski tort, była raison d'État. Rozdział ten stanowi zatem swoisty kolaż – tu trochę o polityce, tam o działaniach wojennych, tu jakiś cytat ze wspomnień, a tam fragment dokumentu. Dramat dyskusji o sensie wybuchu Powstania Warszawskiego podczas spotkania 31 lipca 1944 roku został ograniczony do beznamiętnego streszczenia na jednej tylko stronie. Zryw ten jest kulminacyjnym punktem tej książki i, jak mi się wydaje, stanowi główny powód jej napisania, nie podejrzewam bowiem, że wyżej wymieniona, pośpieszna wyliczanka miałaby być w zamyśle czymś więcej, niźli tylko dość przydługim wstępem. W części tej dowiadujemy się, że B-IV to „kierowany zdalnie pojazd eksplodujący”. Owszem, eksplozje się zdarzały, ale tylko wtedy, gdy się go trafiło lub nieumiejętnie eksploatowało (co doprowadziło do masakry na Kilińskiego), bowiem Borgward był po prostu ciężkim transporterem ładunków wybuchowych, który – pozostawiwszy pojemnik zaopatrzony w zapalnik czasowy – wycofywano na
bezpieczną odległość. Stwierdzenie, jakoby „zginęła niemal 1/4 spośród miliona mieszkańców miasta” również nie jest zgodne z prawdą, podobnie jak opinia, iż w trakcie oraz po Powstaniu w gruzach legło 70% zabudowań stolicy. W czasie tego zrywu zniszczono de facto ok. 25% substancji miasta, straty okresu popowstaniowego to dalsze 30%. Zdanie „ocalonych warszawiaków czekał lepszy los, niż można tego było oczekiwać”, moim zdaniem znów brzmi dość niezręcznie – m.in. ok. 90 tysięcy skierowano na przymusowe roboty do Rzeszy, 60 tys. do obozów koncentracyjnych, 350 tys. rozwieziono po Generalnym Gubernatorstwie i pozostawionyo bez środków do życia, nie licząc koszmaru „robinsonów”, usiłujących przeżyć na cmentarzu, jakim się stała stolica. Dramaty te autor kwituje określeniem „cywilna ludność nie była traktowana zbyt przyjaźnie” (sic!).
W zakończeniu Walker podzielił się z czytelnikami optymistyczną opinią, jakoby każdego roku, w Polsce, do której „powrócił biały orzeł w koronie”, ukazywało się wiele książek na temat m.in. Powstania Warszawskiego i okupacji, tematyki obecnej również w kinematografii. Przywołuje tu „Kanał” oraz „Popiół i diament” – przypomnę tylko, że zarówno te filmy, jak i „Eroica”, „Godzina W”, „Kamienne niebo”, „Kolumbowie” czy „Dzień czwarty” nakręcono, gdy ów orzeł korony nie miał. Kiedy wreszcie ją odzyskał, potencjalny reżyser filmu o Powstaniu Warszawskim skwitował następującym zdaniem starania nakręcenia tej produkcji: „Nie ma wprawdzie cenzury, ale nie ma także wystarczających funduszy, zwłaszcza na kino historyczne. W dodatku nie ma doświadczonych fachowców, bo prawdziwych filmów historycznych od dawna się w Polsce nie robi.”
W swej książce Walker opisuje min. reakcję światowej prasy na wydarzenia w Polsce i przybliża szczegóły operacji „Freston”, podczas której na teren Polski zrzucono brytyjskich oficerów oraz Antoniego Pospieszalskiego. W jednym z wywiadów ów cichociemny wyraził o tej misji opinię, która znakomicie nadawałaby się na motto Polski osamotnionej: "Była bardzo nieudana, źle pomyślana, za bardzo ufano sowieckim sprzymierzeńcom. Chodziło o pomoc w nawiązaniu współpracy między Armią Krajową i Sowietami, co miało wymagać brytyjskiego pośrednictwa. Pomysł absolutnie absurdalny, co okazała również praktyka". Polski rząd przecenił rolę Wielkiej Brytanii i możność wpływania Churchilla na Stalina. Walker napisał, że brytyjskie MSZ można krytykować za zaspokajanie żądań Soso i kultywowanie naiwnych poglądów na temat radzieckiego systemu, jednakże myślę, że przeważał tu przede wszystkim polityczny pragmatyzm i wspomniana racja stanu, nie pozwalająca mocniej huknąć w stół przed nosem rosyjskiego niedźwiedzia. Sprawy poszły
już tak daleko, że to Stalin rozdawał karty w tym politycznym pokerze i w trakcie gry zmieniał jego zasady, zaś pozostałym graczom pozostawało przymykać oko nawet wówczas, gdy okazywało się, że nie dość, iż wykładał na stół pięć asów, to jeszcze były one tego samego koloru. Wszak, jak to śpiewał Kaczmarski, „Nie miejcie więc do Trójcy żalu/Wyrok historii za nią stał/Opracowany w każdym calu/Każdy z nich chronił, co już miał”. A przy takim układzie, niestety, rzeczone pojęcia „honor”, „sprawiedliwość”, „duma”, „godność”, „zdrada” i „podłość” schodzą na dalszy plan.
Polska osamotniona jest książką przede wszystkim skierowaną do zachodniego czytelnika i z pewnością będę rad, jeśli do owego czytelnika dotrze, że Powstanie Warszawskie nie miało miejsca w 1943 roku w getcie, zaś „polskie obozy śmierci” de facto były obozami niemieckimi. Dla odbiorcy polskiego natomiast, jak się wydaje, stanowić może jedynie wstęp, przyczynek do sięgnięcia po dzieła bardziej szczegółowe, mniej pobieżne, skrótowe i nie zawierające tylu uproszczeń – od prac Zawodnego, po monumentalne „Lotnicze wsparcie Armii Krajowej” Bienieckiego.