Trwa ładowanie...
Starcie protestujących z oddziałami Berkutu. "Gdyby nie akcje pacyfikacyjne i ofensywy Berkutu, Samoobrona Majdanu nigdy nie osiągnęłaby dojrzałości"
Starcie protestujących z oddziałami Berkutu. "Gdyby nie akcje pacyfikacyjne i ofensywy Berkutu, Samoobrona Majdanu nigdy nie osiągnęłaby dojrzałości"Źródło: East News, fot: Simona Supino
28-12-2021 16:46

"Psy wojny" po ukraińsku, czyli sotnie oligarchów za naszą granicą

Powstawały w czasach kijowskiego Euromajdanu. Część z nich weszła w skład MSW, inne poszły na żołd oligarchów. Test bojowy przechodziły po aneksji Krymu i podczas wojny w Donbasie. Teraz gdy przy granicy z Ukrainą koncentrują się rosyjskie jednostki, o ludziach tworzących prywatne armie znów może być głośno.

Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz związany z "Dziennikiem Gazetą Prawną", wyruszył na Bliski Wschód i na Ukrainę, by przekonać się, jak wyglądają konflikty z udziałem najemników. Opisał to w książce "Prywatne armie świata". Dzięki uprzejmości wydawnictwa Mando publikujemy fragmenty rozdziału "Sotnie oligarchów", w którym autor przyjrzał się formacjom ukraińskim.

"Sotnie oligarchów"

Gdy ludzie Jewgienija Prigożyna [sponsor "psów wojny" w Rosji] badali sytuację na Ukrainie, w Kijowie rozpoczęło się formowanie grup, które miały ochraniać rozkręcającą się rewolucję wymierzoną przeciwko rządom Wiktora Janukowycza.

Po upadku prezydenta takie organizacje jak Samoobrona Majdanu czy Prawy Sektor ewoluowały i zimą 2014 roku, wraz z pogłębianiem się separatyzmu, zamieniły się w bataliony ochotnicze.

d34ms39

Część weszła w skład MSW, inne poszły na żołd oligarchów. Ludzie pokroju Ihora Kołomojskiego dofinansowali je z prywatnych budżetów. Fortuny, które powstały w wyniku złodziejskich prywatyzacji, posłużyły ochronie aktywów wielkiego biznesu.

Oligarchowie chcieli bronić granic Ukrainy, by bronić własne przedsiębiorstwa i interesy – fabryki, banki czy nieruchomości. Właśnie wtedy, gdy powstawała grupa Wagnera, Ukraińcy wypracowali własny model prywatnych armii.

Tablica upamiętniająca ofiary starć z Berkutem. Kijów, marzec 2014 roku
Tablica upamiętniająca ofiary starć z Berkutem. Kijów, marzec 2014 rokuŹródło: East News, fot: Jan Kucharzyk

Nie wyszły one jednak nigdy poza granice kraju i dość szybko zostały wchłonięte przez państwo, które nie chciało dzielić się monopolem na przemoc.

Kto był bohaterem, a kto zwykłym przestępcą

O początkach Samoobrony Majdanu, z której wyrosło wiele późniejszych formacji, opowiadał mi Andrij Podgurski, pseudonim Boroda. Cytowałem go obszernie w napisanej z Michałem Potockim książce "Wilki żyją poza prawem. Jak Janukowycz przegrał Ukrainę" (2015). Warto wiedzieć, jak Samoobrona była zorganizowana na początku, bo po rewolucji stała się punktem odniesienia dla batalionów ochotniczych.

Na początku organizację tworzyły pokojowo nastawione grupki studentów, później zamieniła się jednak w chaotyczną i zdecentralizowaną bojówkę, by na końcu wejść w fazę dobrze zorganizowanej partyzantki miejskiej i stać się oddziałami specjalnymi MSW.

W "Wilkach…" postawiliśmy tezę, że Samoobronę ukształtował Wiktor Janukowycz i jego szef MSW generał Witalij Zacharczenko, który zdecydował się na konfrontację z rewolucjonistami. Gdyby nie akcje pacyfikacyjne i ofensywy Berkutu, formacja nigdy nie osiągnęłaby dojrzałości.

Podgurski był dowódcą pododdziału w elitarnej 7. Kompanii, nazywanej sotnią lwa. Dołączył do niej w drugiej połowie grudnia 2013 roku, kontaktując się z kobietą, która pomagała przy organizacji protestów.

d34ms39

Andrij to pół Polak, pół Ukrainiec z Tarnopolszczyzny, setnik kompanii lwa, pochodzi z Nowej Kachowki położonej w obwodzie chersońskim, czyli regionu w tamtym okresie w dużej mierze rosyjskojęzycznego, ale w oddziale nie brakowało również bojowników z Donbasu. Większość stanowili jednak ochotnicy z Lwowszczyzny.

Okładka książki „Prywatne armie świata. Czyli jak wyglądają współczesne konflikty”
Okładka książki „Prywatne armie świata. Czyli jak wyglądają współczesne konflikty”Źródło: Materiały prasowe

"Omyłkowo nazywano nas sotnią lwa, bo naszym symbolem był właśnie lew wpisany w gwiazdki unijne. Liczebność grupy wciąż się zmieniała. Początkowo było nas kilkudziesięciu, a pod koniec rewolucji już dwustu. Większość z nas spała na Majdanie w postawionych niedaleko poczty głównej namiotach lub u znajomych w Kijowie" – opowiadał Andrij Podgurski.

Dowódcą był niejaki Żenia, człowiek – przynajmniej dla rozmówców Andrija – bez nazwiska. Podczas Majdanu starano się nie pytać o dane osobowe. Żenia to Jewhen Dejdej. Po wybuchu wojny w Zagłębiu Donieckim został dowódcą ochotniczego batalionu Kyjiw-1. Jego ludzie brali między innymi udział w odzyskaniu Słowiańska. Podczas Majdanu Dejdej podlegał bezpośrednio komendantowi Andrijowi Parubijowi. Od stycznia 2014 roku miał dwóch zastępców.

Pododdział w sotni nazywał się czota i liczył około 30 osób. Na czele stał czotar, czyli w przypadku sotni lwa – Podgurski. Pod czotą był dziesięcioosobowy rij (rój), czyli desiatka, z dowódcą desiatnykiem.

Ten schemat zapożyczono z modelu organizacyjnego UPA, Ukraińskiej Armii Powstańczej. W lutym 2014 roku istniały 42 oddziały Samoobrony, w tym sotnie kozacka, afgańców, czyli weteranów wojny afgańskiej, i 41 sotnia "Warta Majdanu", czyli siły szybkiego reagowania. Podczas rewolucji jedne kompanie zasłużyły sobie na miano bohaterów, inne zaś grabiły, torturowały i dopuszczały się zbrodni.

d34ms39

[…]

Szkolony w GROM

Podgurski wraz z 13 innymi osobami budował również – na zlecenie Parubija – służby specjalne Samoobrony Majdanu, nazywane Bezpieczeństwem Wewnętrznym. Funkcjonował nawet wywiad, w którym działali podchorążowie ze szkół oficerskich, byli wojskowi, weterani z Afganistanu i pasjonaci militariów.

Sam Podgurski doszkalał się na własną rękę na poligonie w Czerwonym Borze pod okiem byłych żołnierzy GROM, którzy dziś tworzą GROM Group.

"Pisałem o nich artykuł, dzięki czemu dostałem zniżkę na szkolenie. Było strzelanie z glocka, z glauberytu. Uczyłem się technik czarnych, czyli działania w pomieszczeniach, zielonych – walki w lesie – i czerwonych, czyli ratowania ludzi w działaniach wojennych, wynoszenia rannych, prowadzenia ognia obronnego. Była nawigacja, podstawy survivalu, szkolenie wysokościowe. Trwało to około tygodnia. Pasjonuję się survivalem, wojskowością. Często uczestniczyłem w takich szkoleniach" – opowiadał.

[…]

Ołeh Rybaczuk, wpływowy polityk z okresu pomarańczowej rewolucji, opowiadał z kolei, że Samoobrona dysponowała nawet własnym sprzętem podsłuchowym.

"Serhij Paszynski [od marca do czerwca 2014 roku pełnił obowiązki szefa Administracji Prezydenta Ukrainy] pokazywał mi taką aparaturę, wartą 100 tysięcy dolarów. Wystarczyło wpisać numer telefonu. Teoretycznie była wykorzystywana do podsłuchiwania syłowyków [przedstawicieli resortów siłowych Janukowycza], ale Paszynski na działaczy Majdanu też próbował zbierać haki" – mówił Rybaczuk.

[…]

Majdan miał także własną policję finansową, która pilnowała datków. "Była jedna skrzynka, do której należało wrzucać pieniądze. Kiedyś wyjęliśmy z niej 10 tysięcy euro. Niektórzy zbierali jednak pieniądze na własną rękę.

Policja finansowa miała ich gonić i nie pozwalać rozwinąć skrzydeł" – opowiadał z kolei Serhij Paszynski.

Bezpieczeństwo Wewnętrzne odgrywało też rolę kontrwywiadu. Podgurski przekonywał, że w 2014 roku miał swoich "ucholi" w janukowyczowskim MSW i Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy. Rekrutowali się spośród przeciwników rządów prezydenta.

"W naszych szeregach mieliśmy agentów wroga. Ale my też mieliśmy swoich u niego" – mówił.

d34ms39

[…]

Linia frontu ukraińskiej armii w walce z prorosyjskimi separatystami w Donbasie. Listopad 2014 roku
Linia frontu ukraińskiej armii w walce z prorosyjskimi separatystami w Donbasie. Listopad 2014 roku Źródło: East News, fot: Sergii Kharchenko/NurPhoto/REX

Dodawał, że jego organizacja była w stanie ustalić, czy jest podsłuchiwana przez Janukowycza, a konkretnie jednostkę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy zajmującą się SIGINT-em (wywiadem elektronicznym). Początkowo metody były prymitywne.

Podgurski opisywał to tak: "Trzeba było ustawić ręczne szukanie sieci w telefonie. Jeśli oprócz znanych operatorów pojawiał się jakiś dziwnie oznaczony, dajmy na to symbolami XYZ123, wiadomo było, że aparat łączy się z podsłuchującą stacją przekaźnikową. Kolejną wskazówką była szybko rozładowująca się bateria. To oznaczało, że w telefonie działa coś dodatkowego. I jeszcze dziwaczne przekierowywanie rozmów. Dzwonisz do jednej osoby, dodzwaniasz się do innej. Koledzy dostawali też SMS-y w stylu: "Szanowny abonencie, zostałeś zarejestrowany jako uczestnik zamieszek".

Weterani rozmienili się na drobne

Samoobrona Majdanu liczyła 16 tysięcy osób i była największą prywatną armią złożoną z ochotników. Ale były też takie organizacje jak anarchistyczna Czarna Gwardia czy skrajni nacjonaliści z C14 i Narni.

Sektor Prawicowy liczył trzysta osób, do radykalnej przybudówki Swobody, sotni Światosława Chrobrego, należało 150 ludzi. Najwięcej kontrowersji budził właśnie Sektor. To on stał się ikoną propagandy rosyjskiej. Miał być dowodem, że kraj opanowała "faszystowska junta".

Pracując z Michałem Potockim nad "Wilkami…", rozmawialiśmy z Artiomem Skoropadskim, rzecznikiem Sektora Prawicowego. To obywatel Rosji, w przeszłości dziennikarz… kremlowskiej "Rossijskiej Gaziety".

"Robią z nas faszystów, antysemitów. To nieprawda. Są u nas też Rosjanie, Polacy i Żydzi. Gdy wołamy: «Sława naciji», «Chwała narodowi», mamy na myśli naród polityczny, a nie etniczny" – tłumaczył wówczas.

d34ms39

Po rewolucji kwatera Sektora mieściła się w biurze telekomu Kyjiwstar w centrum stolicy. Można było się tam zapisać i jechać na Donbas. Organizacja szybko zmieniła się jednak w firmę franczyzową, która sprzedawała brand wszystkim, którzy byli w stanie dobrze zapłacić.

W efekcie sektor działał na Zakarpaciu i w Dniepropietrowsku, we Lwowie i pod Ługańskiem. W jednych miejscach ochraniał przemyt papierosów, w innych walczył z separatystami, a jeszcze gdzie indziej po prostu rabował. W Kijowie ludzie tacy jak Skoropadski trwonili czas na knajpianym lansie, czerpiąc garściami z rewolucyjnej legendy. Dla Artioma ważniejsze niż bitwy z separatystami były znajomości z pięknymi kobietami i mitologizowane opowieści weterana z Majdanu.

Swoją legendę rozmienił na drobne również Dmytro

Jarosz, lider organizacji. W 2013 roku był asystentem proamerykańskiego eksszefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wałentyna Naływajczenki, wtedy też powołał do życia Sektor. Współtworzył również Samoobronę. W maju 2014 roju Jarosz wystartował w porewolucyjnych wyborach prezydenckich. Zdobył imponujące… 0,7 procent głosów.

Sektor początkowo był konfederacją różnych nacjonalistycznych ugrupowań. Tworzyły ją takie grupy jak: Patriota Ukrainy, Zgromadzenie Socjalnarodowe, paramilitarny Tryzub im. Stepana Bandery, doświadczone w wojnie w Czeczenii Ukraińskie Zgromadzenie Narodowe – Ukraińska Samoobrona Ludowa, kibice Dynama Kijów i Biały Młot, który usunięto z szeregów za zamordowanie trzech funkcjonariuszy drogówki.

Po obaleniu Janukowycza Sektor zbudował partię i równolegle utrzymywał struktury paramilitarne. Samoobrona dzieliła się na sotnie, a tu pogrupowano się w siedem zagonów: Chadżia, Czeburaszky, Czerepaszky, T, Walhałła, Wikinh i Zahrawa.

Zagony dzieliły się na czoty. Ich dowódcą był prowidnyk, czyli Jarosz, posiadający stopień pułkownika w strukturach Tryzuba. W grupie pełno było kontrowersyjnych postaci, na przykład Ołeksandr Muzyczko vel Saszko Biły. W latach 90. był osobistym ochroniarzem czeczeńskiego przywódcy Dżochara Dudajewa.

[…]

Miał wyrok za porwanie i znęcanie się nad biznesmenem, a po Majdanie próbował zamienić Równe w swój prywatny folwark. Z bronią w ręku, korzystając z porewolucyjnego chaosu i żądając wierności Majdanowi, budował w mieście Dziki Zachód. Nie przeszkodziło to w mianowaniu go koordynatorem działań Sektora na Zachodnią Ukrainę.

Ihor Kołomojski, jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie. Zaoferował wypłacenie wysokich nagród każdemu, kto odda broń lub pojmie prorosyjskiego bojownika
Ihor Kołomojski, jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie. Zaoferował wypłacenie wysokich nagród każdemu, kto odda broń lub pojmie prorosyjskiego bojownikaŹródło: East News, fot: Laski Diffusion

Kolejny nietuzinkowy bojownik Sektora to Andrij Koziubczyk, pseudonim Orest. 31 marca 2014 roku, w czasie kłótni w kawiarni Mafia przy stołecznym Chreszczatyku, otworzył ogień do dwóch działaczy Samoobrony Majdanu i wicemera Kijowa Bohdana Dubasa, który na miejscu miał znaleźć się przypadkowo. Orest był ważnym działaczem Tryzuba w Iwano-Frankowsku. W przeszłości był notowany m.in. za udziały w bójkach. Za incydent w Mafii Sektor zapłacił przymusowym wykwaterowaniem z niedalekiego hotelu Dnipro, w którym zorganizował swoją kwaterę główną.

Logo drogo sprzedamy

W czasie rewolucji i podczas wojny na Donbasie Sektor nie dał się poznać jako siła strategiczna. "Przypisywali sobie najważniejsze działania na Majdanie, ale nie dało się tego zweryfikować. Chwalili się, że to oni spalili transporter opancerzony, nikt jednak tej wersji nie potwierdzał. Wiele ich działań było na rękę Janukowyczowi. I wśród sektorowców prawie nie było ofiar" – opowiadał Podgurski.

O wiele bardziej opłacalna niż polityka czy wojna okazała się dla Sektora franczyza, czyli użyczanie logo różnym lokalnym i prywatnym inicjatywom. Tak było na Zakarpaciu w lipcu 2015 roku. Nagle ni stąd, ni zowąd okazało się, że Sektor działa tam bardzo prężnie: zwalcza lokalne i domniemane tendencje separatystyczne i pilnuje interesów Ukrainy, pozornie utrwalając dorobek Majdanu. W rzeczywistości sektorowcy pracowali dla lokalnego oligarchy Wiktora Bałohy, który rywalizował tu o wpływy z zaprzyjaźnionym z Władimirem Putinem i nie mniej wpływowym od prezydenta przedstawicielem biznesu Wiktorem Medwedczukiem.

[…]

To przykład tego, jak wykorzystywano markę organizacji do prowadzenia lokalnego biznesu i rozwiązywania konfliktów.

11 lipca 2015 roku pod klubem Antares w zakarpackim Mukaczewie pojawiło się dwudziestu uzbrojonych żołnierzy przedstawiających się jako członkowie prawicowej organizacji. Bałoha zapłacił im za "dogadanie się" z lokalnym liderem Mychajłą Łanią co do podziału zysków z przemytu papierosów.

[…]

Dzięki znajomościom w aparacie bezpieczeństwa i prokuraturze Bałoha doprowadził do zatrzymania kilku wspólników Łani. Ten z kolei dogadał się z lokalnym MSW i nasłał kontrole na firmy Bałohy.

"Któryś z nich zaczął pewnie wysyłać więcej papierosów, niż było uzgodnione. Zadziałał mechanizm rynkowy: większa liczba paczek spowodowała spadek cen, a to z kolei zmniejszyło zyski oszukanej strony. Sektor Prawicowy miał przywrócić równowagę" – spekulował Jarosław Hałas, bliski współpracownik gubernatora Zakarpacia Hennadija Moskala.

Sektor odegrał rolę każącej ręki sprawiedliwości i miał przywrócić równowagę biznesową. Ze strony Bałohy pracował prawosektorowiec Artur Kerimow, pseudonim Lustrator, Łanio z kolei korzystał z pomocy pracownika miejscowej Służby Bezpieczeństwa Wasyla Szczadeja, prywatnie kolegi Lustratora z wojny na Donbasie. Mimo to doszło do strzelaniny.

Ranny został ochroniarz Łani Jurij Rusniak, który później zmarł, a jego koledzy odpowiedzieli ogniem. Przywódcą farbowanych sektorowców był niejaki Roman Stojka, pseudonim Czesny (Uczciwy). W sumie w tym starciu zginęły dwie osoby, a dwanaście zostało rannych. Doszło również do strzelaniny między sektorowcami a milicją. Spór biznesowy odbił się szerokim echem poza granicami Ukrainy. Nikt na Zachodzie nie chciał mieć u granic Unii wschodnioeuropejskiej mutacji Sycylii.

Uciekinierzy z Sektora ukryli się wtedy w lesie, a negocjacje z nimi prowadził były funkcjonariusz SBU Wasyl Stojka, prywatnie ojciec dowódcy udawanego Sektora. Na Zakarpacie przyjechał mediować również prawdziwy lider organizacji Dmytro Jarosz. Polecił mu taki ruch prezydent Petro Poroszenko, który zaczął się obawiać reperkusji wymykającego się spod kontroli sporu.

Batalion Azow znany jest z powiązań ze skrajną prawicą i używania symboliki nazistowskiej,  choć sam odcina się od tej ideologii
Batalion Azow znany jest z powiązań ze skrajną prawicą i używania symboliki nazistowskiej, choć sam odcina się od tej ideologii Źródło: East News, fot: Marek M Berezowski/REPORTER

Ostatecznie prawosektorowcy trafili do bazy swojej organizacji w obwodzie dniepropetrowskim. W mateczniku Dmytra Jarosza czuli się bezpiecznie. Czesny miał walczyć później w Zagłębiu Donieckim.

[…]

Jarosz najpewniej nie wiedział, że pod marką jego organizacji i wmawiając innym, że chodzi o walkę z korupcją oraz układami, ktoś w Zakarpaciu załatwia prywatne interesy.

Moi ukraińscy rozmówcy przekonywali, że taka praktyka była raczej normą niż wyjątkiem. Po Majdanie zdarzało się, że biznesmenów będących blisko Janukowycza odwiedzały osoby podające się za członków Sektora i żądały uiszczenia podatku rewolucyjnego lub przepisania biznesu na siebie. Bliski współpracownik byłego wicepremiera i wpływowego oligarchy Andrija Klujewa opowiadał, że przez kilka tygodni po zwycięstwie Majdanu starał się nie wychodzić z domu. Spodziewając się odwiedzin reketierów, zredukował swoją aktywność do minimum.

"Jarosz wydaje poszczególnym grupom jarłyk, zezwolenie na działanie, jak Mongołowie ruskim książętom" – przekonywał wówczas politolog Taras Berezoweć.

"Przy mnie czegoś takiego nie będzie. Skoro tacy z nich patrioci, niech idą i bronią Ukrainy przed rosyjskim agresorem. A tutaj tak: jedni do armii nie chcą, drudzy się nie nadają ze względu na stan zdrowia. Ci poszukiwani za strzelaninę w Mukaczewie z automatem po lesie biegają. Inni mieszkają poza domem i unikają powołania do wojska" – opowiadał w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" gubernator Zakarpacia Hennadij Moskal.

"Powiedziałem pogranicznikom, że jeśli ktoś jest w stanie przenieść trzy kartony papierosów przez zieloną granicę, to musi być w dobrej formie fizycznej, czyli może iść służyć. W domach ich nie można znaleźć, do WKU nie przychodzą, więc zatrzymują ich pogranicznicy i prowadzą do sądu" – dodawał.

Sprawdzian w Donbasie

Wartość bojowa prywatnych batalionów ujawniła się dopiero po aneksji Krymu i podczas wojny na Donbasie.

Gdy Janukowycz uciekł z Kijowa, część Samoobrony i dawni żołnierze wojsk wewnętrznych zaczęli formować gwardię narodową.

7. sotnia chroniła na przykład opuszczone przez ekipę prezydenta budynki rządowe. Na ulicach Kijowa powstawały blokposty obstawione przez ochotników.

Część sotni nie poszła na państwowy wikt, ale została momentalnie sprywatyzowana.

"Dajmy na to w czasie rewolucji, jakiś biznesmen wyposaża członków danej kompanii w kaski, dba o ich sprzęt. Zaciągają u niego dług. A po jakimś czasie gość przychodzi i mówi: «Chłopaki, jest taka potrzeba, żebyście mi pomogli». I co, nie pomogą?" – tłumaczył w rozmowie do "Wilków…" Maksym Muzyka, wolontariusz, uczestnik protestów na Majdanie, założyciel partii Ukraina – Jeden Kraj i ochotnik w batalionie nadzorowanym przez ukraiński wywiad wojskowy HUR.

Oprócz organizacji działających pod starymi markami takich jak Samoobrona czy Sektor, pojawiały się też zupełnie nowe formacje, jak Dnipro czy Ajdar. Doceniano ich zdolności bojowe, wszystkie miały jednak również na koncie przestępstwa i nielojalność wobec oficjalnego dowództwa sił zbrojnych czy MSW.

Teoretycznie współdziałały z państwem, w praktyce zaś chroniły prywatne biznesy i angażowały się w rejderstwa. Z opracowania Amnesty International wynika, że ochotnicy z Ajdaru dopuszczali się porwań, wywłaszczeń i zabójstw.

[…]

Ajdarowcami dowodził pułkownik Serhij Melnyczuk, który w 2014 roku zdobył mandat do Rady Najwyższej z list Partii Radykalnej. To właśnie z liderem tego ugrupowania – Ołehem Laszką – kojarzono członków formacji. Z nim i z grupami przestępczymi, z którymi się fraternizował.

Przeciwko Melnyczukowi toczyło się postępowanie karne, a Rada pozbawiła go immunitetu. Oskarżano go o porwania i organizowanie grupy przestępczej o charakterze zbrojnym. Ostatecznie już w 2014 roku Ajdar podporządkowano Ministerstwu Obrony, a konkretnie zbudowano z niego 24. Samodzielny Batalion Szturmowy podległy 10. Samodzielnej Brygadzie Górsko-Szturmowej.

Taki twór nie mógł być długo samodzielny. W pewnym momencie przysparzał państwu więcej kłopotów niż korzyści.

Jednym z żołnierzy batalionu był Żenia z Kijowa, który podczas Majdanu służył w 27. sotni. Gdy jechał na Donbas, nie wiedział dokładnie, czym się będzie zajmował.

"Okazało się, że mamy odbić miejscowość Szczastia. Dalej był Metalist, odbiliśmy też Heorhijiwkę" – opowiadał. Jego oddział liczył 1400 żołnierzy.

Podobną drogę przeszły bataliony Dniepr-1 oraz Dniepr-2. Wiosną 2014 roku nazywano je batalionami Kołomojskiego, bo były finansowane z jego prywatnego funduszu o tej samej nazwie: Dniepr-1. Obie formacje zostały zalegendowane w MSW i w Ministerstwie Obrony.

Pierwszy batalion z czasem zamieniono w jednostkę specjalną policji, drugi – w 39. Samodzielny Batalion Piechoty Zmotoryzowanej.

Oddziały od brudnej roboty z nazistowską nutką w tle

Ani rząd, ani prezydent nie chcieli, by w państwie powstała poważna siła zbrojna kontrolowana przez wielki biznes.

Kołomojski mógłby wówczas dyktować warunki Kijowowi jako władca księstwa ze stolicą w Dnieprze. Pokaz siły dał w maju 2014 roku, gdy na jego polecenie bataliony przejęły kontrolę nad całym systemem kolejowym w okręgu dniepropietrowskim. Bojownicy z tych formacji brali również udział w pacyfikowaniu separatystów w Odessie.

Szefem administracji obwodowej był wówczas Ihor Pałycia, bliski współpracownik Kołomojskiego. Polegało to właściwie na tym, że uzbrojone grupy po prostu wywoziły do lasu zwolenników współpracy z Rosją. Dzięki pieniądzom Kołomojskiego i temu, że państwo postanowiło nie przeszkadzać, udało się zapobiec przeniesieniu rewolty separatystycznej do Dniepropietrowska (dzisiejszego Dniepru) i Odessy.

W 2014 roku takie zagrożenie się pojawiło. Porewolucyjne władze w Kijowie nie dysponowały ani sprawnymi służbami specjalnymi, ani wojskiem i nie były w stanie bronić suwerenności w tych miejscach. Gwarantami niepodległości okazali się oligarchowie i ich prywatne armie.

Doskonale rozumieli to również politycy na Zachodzie, którzy przymykali oko na ich posunięcia. Rosjanie prowadzili działania asymetryczne i nowatorskie, Ukraina nie mogła zatem zostać pozbawiona prawa do kreatywności. Sytuacja była zero-jedynkowa.

MSW przygotowało co prawda operacje Fala i Grom, które miały powstrzymać narastające nastroje separatystyczne, obie były jednak nieudane. Brudną robotę za państwo wykonały prywatne oddziały. Nie zrobiły tego oczywiście tylko dla idei. Kołomojski miał wówczas w Odessie zakłady zajmujące się przeładunkiem ropy, a ponadto kontrolował terminal w porcie w Jużnym i port w Illicziwśku. Zwycięstwo prorosyjskiej rebelii oznaczałoby utratę tego wszystkiego.

Ajdar nie był najbardziej radykalną formacją ochotniczą. Batalion Azow, finansowany przez państwo, a konkretnie przez MSW (nieformalnie Czarny Korpus, tak jak gazeta SS), miał w logo wilczy hak, wywodzący się z symboliki nazistowskiej, a niektórzy członkowie batalionu tatuowali sobie swastyki. Na czele Azowa stał Andrij Biłecki, znany jako Biłyj Wożd (Biały Wódz), wcześniej lider Zgromadzenia Socjalnarodowego oraz Patrioty Ukrainy. Jako dowódca Azowa dostał stopień podpułkownika milicji.

Walczył głównie w rejonie Mariupola.

Do ideologii i symboliki neonazistowskiej odwoływały się również prywatne ugrupowania paramilitarne na Zakarpaciu. Rozmawiałem w Użhorodzie z przedstawicielami tych formacji. Zajmujący się analizą działań skrajnej prawicy lokalny aktywista Pawło Homonaj opowiadał mi, że są oni wykorzystywani do porachunków z przedstawicielami mniejszości węgierskiej w tym regionie albo po prostu do załatwiania porachunków lokalnych grup biznesowych.

[…]

"Nie mamy nic wspólnego z nazizmem. Nie występujemy przeciwko mniejszościom. Jesteśmy za pokojowym współ- istnieniem narodów. Polaków z Ukraińcami, Ukraińców z Polakami i Węgrami" – zapewniał lider Siczy Karpackiej Taras Dejak.

Podobne deklaracje składał przybyły ze Lwowa prawosektorowiec Taras Bobanycz, pseudonim Hammer.

Na jednym ze zdjęć stoi w koszulce z trupią czaszką i mottem SS "Meine Ehre heißt Treue" (Moim honorem jest wierność) i obejmuje lidera rockowej grupy Komu Wnyz Andrija Seredę, mającego z kolei T-shirt z hasłem "Ehre dem deutschen Soldaten" (Honor niemieckich żołnierzy), i mężczyznę w mundurze Wehrmachtu. Uczestnicy marszu ku czci bohaterów Ukrainy Karpackiej heilowali podczas imprezy i wznosili okrzyki o białej rasie. Widać było również, że mają doskonałe kontakty z lokalną policją.

Tak kręcił się ten biznes. Między państwem, wielkim biznesem a co bardziej obrotnymi weteranami Majdanu i Donbasu.

Śródtytuły pochodzą od redakcji

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią