Kiedyś ktoś mi powiedział, że hazard jest wyjątkowo paskudną sprawą. Jeden jest oszustem, a drugi naiwniakiem, więc lepiej się powstrzymywać od gier losowych, bo zawsze znajdą się ci, co potrafią lepiej od ciebie organizować szczęście. Niedługo potem obejrzałem „Wielkiego Szu“. Czego nauczył mnie ten film? Przekonania, że poker jest uczciwą grą, w którą grają ze sobą oszuści, a wygrywa ten, kto do karcianego stołu przychodzi z lepszym hakiem. Kultowy film z Janem Nowickim w roli głównej zapadł mi w pamięć. Dlatego nie mogłem się powstrzymać przed sięgnięciem do powieści Jana Purzyckiego, który wymyślił jedną z moich ulubionych historii.
Historia Wielkiego Szu jest prosta. Legendarny mistrz karcianych rozgrywek wychodzi z więzienia i postanawia ułożyć sobie życie na nowo. Jednak zerwanie z przeszłością okazuje się problematyczne, zwłaszcza kiedy dysponuje się tak intratnym fachem w ręku. Szu na swojej drodze spotyka dwie osoby, które próbują zawrócić mu w głowie. Prostytutka Jolka nie tylko pragnie zemścić się na swoim byłym, lecz pragnie miłości mężczyzny, który częściej myśli głową niż częścią ciała, kryjącą się za rozporkiem. Młody taksówkarz Jurek Gamblerski chce odmienić swój los, więc używa całego swojego małomiasteczkowo sprytu, by urzeczywistnić się swoje marzenia o wygodach i dochodach w wielkim świecie, który z dzisiejszej perspektywy - przypomnijmy, że chodzi tu o zamożność schyłkowego PRL-u - wypada dość sentymentalnie i zgrzebnie.
Jednak siła opowieści o Szu nie tkwi w scenerii, wypełnionej dobrami, przywiezionymi z dewizowych placówek, czy też zakupami, robionymi w Peweksie. Powieść napisana jest bardzo sprawnie, aczkolwiek prosto, więc prawdę powiedziawszy trudno o lepsze czytadło, przyprawione uwagami na temat filozofii Kanta, czy też cytatami z Dostojewskiego. Purzyckiemu udało się nie lada sztuka. Napisał powieść popularną, która pomimo upływu lat wciąga jako poemat o „Uczniu czarnoksiężnika“, a pociąga niczym archetypowa para, składająca się z nierządnicy i oszusta (Czyż Szymon Mag nie kręcił się w towarzystwie upadłej Heleny?). Być może ponosi mnie fantazja, ale w końcu literatura jest od tego, aby uruchamiać pracę wyobraźni i dostrzec w tekście o zmęczonym życiem pokerzyście, uniwersalistyczną przypowieść o talencie do robienia innych, w przysłowiową trąbę.
Jaka jest ostatnia nauczka Szu?* Czyż jego mentorska postawa nie przypomina mistrzów praktycznej mądrości Dalekiego Wschodu?* Dlaczego stary mistrz nie pozwolił wygrać ambitnemu młodzieńcowi, skazując go na płacz i zgrzytanie zębów? Trudno, oczywiście o jednoznaczną odpowiedź, która umyka w parabolę; a ja nie widzę przeszkód, aby śmiało porównywać powieść Purzyckiego, chociażby z Graczem Dostojewskiego . Natomiast jeden z lepszych filmów na temat pokera, pooglądać z „Wall Street“. I chociaż Szu i Gordon Gekko poróżniliby się, rozmawiając ze sobą o chciwości, to nauka z obydwu filmów płynie podobna. Jeśli chcesz wygrać grę o wielkie pieniądze, to musisz mieć haka.