Literatura przygodowa od zawsze karmiła się egzotyką.Niegdyś wystarczało posłać bohatera w jakieś dalekie kraje, w rodzaju Kitaju, Nipponu czy Timbuktu, aby mógł tam spotykać ludzi z dwoma głowami, bestie z piekła rodem, cuda i dziwy wszelakie. W miarę wypełniania białych plam na europejskich mapach, „przygodowa” atrakcyjność kolejnych miejsc i ich mieszkańców systematycznie malała. Gwoździem do trumny tradycyjnie pojmowanej egzotyki jako składnika prozy przygodowej zdawało się nadejście ery globalizacji, masowej turystyki i pakietu kanałów „National Geographic” w każdej kablówce. Nic więc dziwnego, że w XX wieku przygody stopniowo przenosiły się w krainy magiczne, jakieś Śródziemia, Neverlandy, Hyperboree czy inne Avalony. Z czasem jednak okazało się, że i w tym względzie potencjał pisarskiej wyobraźni ma swoje ograniczenia. Z powoływanych do życia przez rzesze naśladowców Tolkiena kolejnych krain elfów i krasnoludów poczęło wiać nudą, a czytelnicy poczuli się w nich równie swojsko, jak u siebie w domu.
Dlatego też w dzisiejszej przygodowej fantasy kreacja oryginalnego świata – z odpowiednią domieszką oryginalnej egzotyki – jest kwestią kluczową, a często stanowi o być albo nie być dzieła. Będąc tego świadomym, amerykański autor o francuskim nazwisku postanowił w swojej powieści twórczo wykorzystać elementy kultury arabskiej i rosyjskiej.Dla zachodniego czytelnika obie są zapewne równie egzotyczne, z drugiej zaś strony zawierają w sobie pierwiastki tajemniczości, niezwykłości i... wrogości. Wszak to głównie spośród Arabów wywodzą się fanatyczni bojownicy Al-Kaidy, którzy walczą ze wszystkim, co amerykańskie. Z kolei radzieckich generałów, którzy grozili światu głowicami jądrowymi, po zakończeniu zimnej wojny zastąpili rosyjscy mafiosi próbujący te głowice sprzedać. Komu? Na przykład arabskim terrorystom.
Beaulieu swoich bohaterów nie uzbroił jednak w broń atomową, ale w szable i muszkiety, i zamustrował ich na żaglowce... unoszące się w powietrzu. To ostatnie jest możliwe dzięki drzewom wiatronośnym, z których statki zostały wykonane, oraz magii rządzącej wiatrami, będącej domeną ludu Aramanów. To właśnie oni przypominają arabskich koczowników i wyznają religię zawierającą elementy islamu i buddyzmu. Ich magowie potrafią zaś komunikować się z duchami z równoległego wymiaru. Większość Aramanów żyje w koegzystencji z Lądowcami, których księstwa stopniowo zawłaszczają kolejne wyspy Archipelagu. Wojnę partyzancką z książętami prowadzą maharraci, czyli zbuntowani Aramani, którzy nie godzą się na dominację Lądowców.
Ci ostatni noszą z rosyjska brzmiące imiona i nazwiska, ubierają się w czerkieski i posługują szaszkami. Choć formalnie to mężczyźni sprawują władzę, kobiety z książęcych rodów mają wielki wpływ na politykę, w czym pomaga im umiejętność porozumiewania się na odległość dzięki wykorzystywaniu fal eteru. Rywalizujące między sobą księstwa, zmuszone są do współdziałania w obliczu wspólnych problemów. I nie są to jedynie ataki maharratów, ale też niszcząca zbiory plaga, a także dręcząca ludzi choroba zwana wyniszczeniem.
Sojusz pomiędzy księstwami Kałakowa i Wostromy ma zostać przypieczętowany ślubem dzieci władców: Nikandra i Atiany. Temu pierwszemu jest to szczególnie nie w smak, nie chce bowiem rezygnować ze związku z Rehadą z ludu Armanów. Ugina się jednak dla dobra rodu i jego racji stanu. Zamach na wielkiego księcia i pojawienie się rozdarcia w tkance rzeczywistości, przez które wdzierają się do świata ludzi wrogie demoniczne siły, stawiają pod znakiem zapytania nie tylko ślub młodej książęcej pary, ale i istnienie ich świata. Nikandr okazuje się centralną postacią rozgrywających się wydarzeń, których źródło wydaje się być powiązane z cierpiącym na autyzm aramańskim chłopcem. Niespodziewaną rolę w intrydze odgrywają też obie kobiety bliskie księciu. Zarówno jego kochanka, jak i narzeczona okazują się kimś więcej niż wydawały się na początku.
Rozpoczynające trylogię Wichry Archipelagu imponują bogactwem tła i obfitują w wątki, dzięki którym możemy poznać magię, mitologię, historię, politykę i ekonomię opisywanego świata, jak również życie codzienne jego mieszkańców, reprezentujących różne grupy etniczne i warstwy społeczne. To wszystko sprawia, że przeżywane przez bohaterów przygody zyskują walor większej wiarygodności – niemal zyskujemy przekonanie, że mogłyby się wydarzyć w jakimś „egzotycznym” miejscu, do którego jeszcze nie dotarli reporterzy CNN czy eksploratorzy Discovery Chanell. Sprzyja takim odczuciom również duży realizm psychologiczny w ukazywaniu charakterów, motywacji, emocji bohaterów, stających wobec trudnych wyborów, często rozdartych pomiędzy pragnieniem a obowiązkiem czy chęcią a możnością, zmuszanych do czynienia zła, które nie zawsze okazuje się tym mniejszym.
Gdyby nie magia rządząca opisanym przez Beaulieu światem, jego proza byłaby bliską Dumasowskiemu kanonowi opowieścią spod znaku płaszcza i szpady, łączącą awanturniczą akcję z dworskimi intrygami i wątkami romansowymi. Skupiając się na wspomnianej magii i jej konsekwencjach, autor nie do końca wykorzystuje potencjał rosyjskiej i arabskiej „egzotyki”. Nie zyskujemy także zbyt wiele wiedzy o reszcie świata, w którym umiejscowiony został Archipelag. Miejmy nadzieję, że i na jedno, i na drugie znajdzie się więcej miejsca w kolejnych tomach cyklu. Zapewne tam też zostanie rozwiniętych kilka dobrze zapowiadających się wątków, które śledziliśmy w Wichrach.... Pozostaje nam więc oddać się czynności, która w przypadku wielotomowych sag jest najbardziej dokuczliwa – oczekiwaniu na ciąg dalszy...