Trwa ładowanie...
recenzja
28-04-2014 14:14

Przeszłość to teraźniejszość w niemodnych ubraniach

Przeszłość to teraźniejszość w niemodnych ubraniachŹródło: "__wlasne
dl1mw03
dl1mw03

Pierwszy tom cyklu o inspektorze Pekkali, * Oko czerwonego cara*, czytałam z bardzo szczególnym uczuciem, które nazwać można zaciekawieniem, a może raczej serią zdziwień? Powodem tych doznań nie była, bynajmniej, porywająca akcja. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów miałam do czynienia z podobną dezynwolturą autora, który uznał, że można umieścić akcję powieści (całego cyklu powieściowego) w czasie historycznym i wśród historycznych postaci, nie mając najbledszego i najzieleńszego pojęcia nie tylko o szczegółach i subtelnościach, ale, jak mi się wydaje, o realiach życia i codzienności XIX wieku nie tylko w Rosji, ale gdziekolwiek na świecie. Carska i stalinowska Rosja to, zdaniem Sama Eastlanda, obyczajowo i cywilizacyjnie Ameryka lat trzydziestych, może pięćdziesiątych, chociaż w niemodnych ubraniach.

W * Oku czerwonego cara* główny bohater po wielu latach łagru jest w świetnej kondycji fizycznej i ma komplet śnieżnobiałych zębów, ubodzy rybacy z fińskich wiosek pod koniec XIX wieku po śmierci poddawani są balsamowaniu w salonie pogrzebowym, rozpoczęcie roku szkolnego w carskiej podstawówce poprzedza ogrodowe przyjęcie, a dziewiętnastowieczna matka rodziny po domu najwyraźniej ubiera się w stylu „I Love Lucy”, bo syn zapamiętuje jej „okrągłe kolana”, gdy schodziła do piwnicy… Główny bohater w wieku lat mniej więcej dwudziestu odpowiada za osobiste bezpieczeństwo cara i jego rodziny (może dlatego tak się to wszystko skończyło…), a gdy, po kilkunastu latach, Stalin we własnej osobie oferuje mu pracę lub wyjazd za granicę (!), inspektor Pekkala, uznawszy, że z przyczyn osobistych nie może udać się do Paryża, zostaje stalinowskim agentem. Nie zauważył, biedaczek, że na świecie, poza Moskwą i Paryżem, jest
jeszcze kilka miast i krajów, i to całkiem sporych. A to wszystko zupełnie serio…

Przeczytanie Czerwonej trumny poza podobnymi, bardzo licznymi osobliwościami obyczajowymi (szczegółów nie zdradzam, pozostawiając odkrywanie ich czytelnikom-kamikadze), sprawi zapewne perwersyjną uciechę miłośnikom militariów, gdyż „czerwona trumna” to prototyp czołgu T-34, czyli kultowego wehikułu czterech pancernych i psa. Już w pierwszych scenach, gdy załoga czołgu udaje awarię, po czym, w lesie, manipuluje pod maską silnika, mnie, dziecku PRL-u, w tyle głowy odezwał się rubaszny śmiech Gustlika: „U nas, Wichura, żeby zajrzeć do silnika, trzeba podnieść siedemset kilo!”. Sądząc z przebiegu akcji, prototyp czołgu trzech safandułowatych majsterkowiczów skonstruowało na daczy, chronionej amatorskimi pułapkami zrodzonymi w umyśle harcerza – sadysty. Kiedy „czerwona trumna” odjechała w nieznanym kierunku kontenerem na ciężarówce, miałam ochotę wysłać autorowi podręczną miarkę. Bo to jest duża zabawka. I waży prawie 30 ton.

Powinno mi być wesoło, ale zrobiło się bardzo smutno. Jeśli w świadomości kolejnych pokoleń przeszłość będzie tylko siatką dat i nazwisk połataną Wikipedią, to, jak mi się wydaje, stracimy coś bardzo ważnego. A może tylko tak mi się wydaje…

dl1mw03
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dl1mw03