W wielu krajach młodzież przed wstąpieniem w dorosłość spędza rok w podróży, ucząc się samodzielności, wędrując z plecakiem po różnych egzotycznych zakątkach świata, próbując różnych rzeczy, od wolontariatu aż po… Czegokolwiek próbują, przeważnie wracają, wzmocnieni poczuciem, że i powrót, i dalsza edukacja, i przyszła kariera, są w mniejszym stopniu dziełem przypadku, a bardziej – świadomego wyboru.
Julie, bohaterce i narratorce Muleum jej „gap year” przydarzył się wcześniej, niż zwykle się zdarza, bo tuż po osiemnastych urodzinach, a jeszcze przed maturą. Tylko, że to nie była przerwa przed dalszym życiem, to była przerwa przed śmiercią. *Starannie obmyślaną i przygotowaną śmiercią z własnej ręki. *Poznajemy Julie w parę tygodni po tym, jak w katastrofie lotniczej straciła rodziców i starszego brata. Pozostała sama w ogromnym, pustym domu, po którym błąka się tylko młody kafelkarz z Gdańska, nieśmiało próbujący pocieszać swoją nastoletnią chlebodawczynię, choć i jemu smutno, daleko od domu, dziewczyna odeszła i papież umarł…
Julie jest pełnoletnia i ma spore pieniądze. Jej ojciec należał do prawniczej elity, więc córka chodzi do najlepszego liceum w Oslo, tam, gdzie edukuje się rodzina królewska. Ale żadna z niej Paris Hilton. Wakacje z rodzicami, czasem wino zagryzane czekoladą, pierwszy papieros. Hippiczne fascynacje przyjaciółki wydają się troszkę śmieszne. Narty są normalne. Bieganie też jest ok. W tym normalnym i pozytywnym świecie Julie ze swoją tragedią zostaje w pustce. Dalsi krewni, szkoła, przyjaciółka, nawet psychoterapeuta – wszyscy bardzo się starają, na bezpieczny dystans. Po efektownie nieudanej próbie samobójczej Julie wyrusza przed siebie. Następnym razem zaplanuje to lepiej. Czytelnik podąża za nią, ogarnięty chęcią chwycenia jej za rękę i przeciągnięcia na stronę życia, bo przecież z każdą stroną bardziej ją lubi – fajną, trochę dzieckiem podszytą młodziutką kobietę, która nie chce dłużej być igraszką losu.
Ta inicjacyjna powieść o życiu, śmierci, tęsknocie, bliskości, zmaganiach z bogiem (przez małe „b”) i światem jest ciepła bez czułostkowości, refleksyjna bez rozdzielania włosa na czworo i, choć nieustannie balansuje na granicy prawdopodobieństwa, bliższa świata rzeczywistego niż świata z papieru. I dobrze się ją czyta, w czym zapewne niemała zasługa tłumaczki, Mileny Skoczko.