Dla tych, którym mało jest dwóch tomów przygód niezmiernie obrzydliwego Pana Gumy i ferajny ta książeczka będzie cukrem (a może solą?) na ranę. Doskonale makabryczna okładka zapowiada makabrycznie doskonałą zawartość. David Tazzyman, pangumowaty rysownik, jak zwykle wzniósł się na wyżyny, niziny, równiny i głębiny szybkich ruchów piórka, charakterystycznej kreski i zaczepnych tuszowych ostrych krawędzi. Tym, których pamięć jest już nie taka jak dawniej, ale jeszcze nie taka jak jutro, początek książki wyjawia kogo możemy napotkać na jej stronicach. Oprócz wymienionego już, słynnego Pana Gumy i to nie rozpuszczalnego w ustach, pojawiają się tu między innymi Kuba Jakub the 3rd czyli trzeci, piękna pani Śliczna, niezawodny jak fiskus Piątek O'Żeszek, Stara Babunia, Alan Krawiec, przebiegły Marcin Pralnia. I last but not least - Polcia.
Ten tomik, trzeci z kolei, doskonale pasuje do upalnego, gorącego lata. Zaczyna się bowiem ciepłymi słowami "Był środek zimy i Lamowo Zdolne więzło w okowach śniegu i lodu." Jak komuś mimo to brakuje wyobraźni może wspomóc się lodami na patyku, w kubeczku lub w ostateczności kawałkami zmrożonej wody z lodówkowego zamrażalnika. Zrobi się przyjemnie chłodno choć za oknami gwar i skwar. Ta książka, od samego początku, jak typowy elektryczny kominek ciepłem, bucha w nas żarem absurdu. Gier i gierek słownych, skojarzeń i rozkojarzeń godnych zmyślnego umysłu, którem ma na tem przykład Polcia.
Zaczyna się środkiem zimy, ciszą, krokami i trzema ciemnymi postaciami co starają się wychynąć zza rogu. Straszliwym wyciem, które nawet w bardzo mroźny wieczór potrafi zmrozić serca. Czy to może wyje Pan Guma? Czy jakiś duch, który nie istnieje? Nie, to zawodzi zszokowana żona pana Piątka, pani prze...Śliczna. Trzeba jej udzielić pierwszej tego dnia pomocy i wyciągnąć za uszy z szoku. W końcu się to udaje i pani Śliczna opowiada swoją jeszcze świeżą historię. Straszną historię o Górce Goblinów i o nieznanych istotach, które ją zaatakowały pod Grotą Goblinów, gdzie płynie wartka i błękitna Rzeka Goblinów. Czyżby to były, jak się narzuca samo przez się, oszalałe z zimna i zbyt dużego spożycia cukru dzikie borsuki? Czy może tylko zwyczajne lokalne Gobliny? Wygląda na to, że ten drugi, dziwny wariant jest bardziej prawdopodobny. Bowiem w Grocie Goblinów nie mieszkają zające, ani szare myszki czy afrykańskie słonie, lecz właśnie owe małe, olbrzymie, włochate, łyse, śmierdzące gobliny. Knujące, jakby tego było
mało. Co knujące?! Jak?! Po co?! Tego nie powiem, choć wiem. Bo i nie byłoby po co czytać tej książki. Nie wyjawię więc co zrobili z Goblinami przyjaciele Polci. Jaką straszną prawdę o sobie ukrywały Gobliny i ich przewrotny szef. Nie zdradzę też jak nowy Bardzo Tajny Wynalazek Marcina Pralni pomógł fabule w naprawdę krytycznym momencie.
Absurdalny humor, żarty z żartów, pastisz i groteska - czego tu nie ma?! Nie ma powagi, rozwagi, marsowych czół i ponuractwa. Nieograniczona żelazną logiką i marchewkowym zdrowym rozsądkiem wyobraźnia twórców książki może być dla niektórych (niepotrzebne skreślić)
1) odkryciem - zakryciem
2) rewelacją - rewolucją
3) tragedią - komedią
4) radością - przykrością
5) zabawą - niezabawą
Absurd tu zawarty jest na tyle absurdalny, że trudno go jednoznacznie sklasyfikować. Ci, co uwielbiają takie nastroje czy nasczworo, będą zachwyceni. Inni chwycą się za stroje i będą zasmuceni, a może nawet wkurzeni. Taka jednak jest konwencja tych opowieści, konsekwentnie balansująca na granicy humoru i jego braku, przyzwoitości i obrzydliwości, dobrego smaku i nieposolonej potrawki ze szpinaku. Z konwencjami zaś, jak uczy historia, nie dyskutuje się, tylko się je podpisuje. OK. Niech pangumowaty absurd znowu będzie z Wami! "Żelek Babilonu ujawni prawdę o tym wszystkim!"