Śledząc pompatyczne obchody rocznicy częściowo wolnych wyborów z 1989 roku, łatwo zapomnieć, że komunizmu w Polsce nie obalali sami bohaterowie. Wspominając heroiczne czyny Wałęsy, Mazowieckiego czy Kaczyńskich marginalizujemy dziś zwykłych obywateli. A przecież to właśnie oni poszli zagłosować i dzięki nim komunistyczna władza straciła legitymizację. Przypomina o tym niepozorny komiks Michała Rzecznika i Przemysława Surmy. W "88/89" wielkie nazwiska pojawią się tylko w dialogach, zaś upadek dyktatury obserwujemy z perspektywy chłopca, który nie bardzo wie, co się wokół niego dzieje.
O normalności komiksu Rzecznika i Surmy świadczy już tytuł. Dla Adasia, narratora i głównego bohatera opowieści, ważniejszy niż czerwiec 1989 roku, jest rok szkolny - 1988/89. To on, a nie wielka polityka, porządkuje życie chłopca. Odliczającego dni nie do wyborów i "obalenia komunizmu", ale do kolejnych wakacji, oczywiście zbyt krótkich. Wybory wydarzają się niejako mimochodem, pod koniec semestru, pomiędzy śmiercią dziadka, a potańcówką na koniec roku. Adam zaś postrzega je jako jednorazowe święto, a nie rezultat długich i skomplikowanych pertraktacji czy procesów społeczno-politycznych. Stąd zresztą bierze się największe rozczarowanie chłopca. Przekonany o tym, że wybory wszystko odmienią, z przykrością konstatuje, że "nic się nie zmieniło". "Ani nazajutrz, ani przez cały następny tydzień. W drugim tygodniu od wyborów do reszty straciłem nadzieję".
W "88/89" o wiele ważniejsze od wyborów jest zwykłe życie ówczesnych Polaków. Rzecznik i Surma stawiają na bohaterów, a nie na historyczne ikony - te pojawiają się tylko w dialogach i dziecięcych zabawach (każde dziecko chce być Wałęsą), pozostając tak samo nieobecne, jak były w życiu zwykłych obywateli. Adaś robi wprawdzie wielki raban w wyborczy poranek budząc swoich rodziców o piątej, ale czytający album odbiorca ma wrażenie, że o wiele istotniejsze są tu inne tematy. Zwłaszcza subtelnie budowana opowieść o relacjach pomiędzy chłopcem, a jego dziadkiem - umierającym na raka uroczym staruszkiem, który pisze wnukowi wypracowania i dostaje za nie dwóje.
Wątki stricte obyczajowe to zresztą najmocniejsze fragmenty* "88/89". Opowiadając o polityce Rzecznik i Surma dają się ponieść prymityzmowi swojej historii. Wszystko jest tu nieco zbyt proste i zbyt łatwe - jakby fakt, że postrzegamy czerwiec 1989 z perspektywy dziecka, usprawiedliwiał scenariuszowe skróty i pójście na łatwiznę. W efekcie powstaje historia nieco zbyt prosta, którą najłatwiej porównać do wpisu na Wikipedii. Cytowanej zresztą w *"88/89". Kiedy jednak mowa o rodzinie Adama, okazuje się, że Rzecznik i Surma potrafią być naprawdę subtelni. Delikatnie sygnalizowane są chociażby problemy małżeńskie rodziców chłopca. A scena, w której dowiadują się oni o chorobie dziadka, to prawdziwy majstersztyk.
Starszego czytelnika, który pamięta lata 80., urzec może także warstwa graficzna albumu. Rzecznik i Surma zdecydowali się na kolorowe, pastelowe barwy i prosty, dziecięcy rysunek. Dzięki temu świat przedstawiony wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać w opowieści snutej przez dziecko. Nie ma tu ponurych, mrocznych kadrów, podkreślających beznadzieję polski komunistycznej. Nie ma żołnierzy na ulicach, dialogów o męczeństwie opozycji i zbrodniach bezpieki. "88/89" pełne jest kolorów i prostych radości. Wakacje wyglądają na wakacje, a kolejka do sklepu jest okazją do zabawy, a nie narzekania na system. Nietrudno uwierzyć, że to autentyczne wspomnienia, dziecka, które miało większe zmartwienia niż komunizm i wybory.
"88/89" to kolejny (po "Mieście z widokiem"), niezwykle udany komiks historyczny. Stawiający nie na sztywną edukację i zalew dat, ale na opowieść o przekonujących, pełnokrwistych bohaterach. Rzecznik i Surma sięgają po najlepsze wzorce, inspirując się a to "Marzi" Marzeny Sowy i Sylvaina Savoii, a to "Spranymi spodniami i sztamą" Jarosława i Pawła Płócienników. W rezultacie powstał komiks lekki, zabawny i poruszający. Opowiadający o wyborach 1989 roku i o Polakach, dzięki którym wybory te były tak ważne.