Robert J. Szmidt to człowiek-instytucja w polskim świecie fantastyki. Fan, wydawca, redaktor, tłumacz, pisarz. To ostatnie wcielenie prezentuje ostatnimi czasy nader często, publikując w ciągu trzech lat (2007-09) aż pięć książek. Kolejną pozycją w jego dorobku jest zbiór opowiadań „Alpha Team", zawierający teksty w zdecydowanej większości znane z łamów miesięcznika „Science Fiction". Pierwsze, co się rzuca w oczy po lekturze tomu, to gatunkowa i stylistyczna różnorodność jego zawartości. Mamy tu sporą dawkę fantastyki postapokaliptycznej, fantasy w kilku odmianach – na poważnie i na wesoło, wreszcie twardą, kosmiczną science fiction. Już w tym względzie daje o sobie znać wszechstronność autora, pozwalająca mu na sprawne poruszanie się w różnych konwencjach. Jeśli dodamy do tego umiejętność kreowania świata przedstawionego za pomocą kilku charakterystycznych rysów, powoływania do życia zastępów zróżnicowanych, krwistych postaci oraz płynnego prowadzenia narracji, a do tego jeszcze soczysty język dialogów,
będziemy mieli ogólny obraz prozy, która wychodzi spod pióra Szmidta. Znać w tej prozie solidne pisarskie rzemiosło, intrygują poszczególne motywy, wątki, detale, na których autor skupia uwagę czytelnika. W ich bogactwie każdy miłośnik fantastyki znajdzie coś, co go zainteresuje.
Nurt postapokaliptyczny reprezentują w zbiorze trzy utwory. „Ognie w ruinach" opisują świat, a konkretnie Wrocław i okolice, po wojnie atomowej. Bohater przeżył ją, ukryty w bezpiecznych schronie, nie ma więc co liczyć na przyjazne powitanie ze strony tych, którzy przetrwali na powierzchni. Podobną rzeczywistość znajdujemy w „Małym". Grupie ocalałych dni wypełnia poszukiwanie środków do życia, a noce strach przez Kasandrą – systemem obronnym, który ma polować na niedobitki ludzkości. W „Alpha Team" ta ostatnia jest z kolei wyniszczana przez czynnik biologiczny. Oddział, zajmujący się na co dzień eliminowaniem zarażonych, wyrusza do londyńskiego laboratorium w poszukiwaniu leku przeciwko pladze. W tomie znajdziemy dwie humoreski fantasy. W „Pogromcy smoków" tytułowy fachowiec uwalnia królestwo od pustoszącego je gada w zgoła nietypowy sposób. Z kolei „Aniołowie" opisują współczesnego bohatera, którego niebiańskie istoty namawiają go do przeprowadzenia pewnego eksperymentu. Sporo humoru znajdziemy też w
dwóch opowiadaniach high fantasy, których bohaterem jest zaklinacz Gavein. W pierwszym otrzymuje on zadanie zaopiekowania się królewską córką, na cnotę której nastaje władca sąsiednich ziem („Gavein"). W drugim utworze Gavein wraz z grupą śmiałków wyrusza do tytułowej fortecy celem odbicia królewny z rąk rozbójników („Umrzeć w Lea Monde"). Dla odmiany, w całkiem poważnej tonacji utrzymane jest opowiadanie „Ci, którzy przeżyli". A traktuje ono o wojownikach, którzy błąkają się po polu bitwy, starając się unikać demonów. Trzecią część gatunkową stanowi mikropowieść hard SF „Pola dawno zapomnianych bitew". Jej bohater ukończył akademię floty kosmicznej i dostał przydział na okręt zajmujący się utylizacją pozostałości wojny sprzed ponad wieku. W trakcie pierwszej operacji z jego udziałem okręt natyka się na niespodziewane znalezisko.
Cóż możemy odczytać z losów gromady bohaterów, opisywanych przez Szmidta? Może to, że ludzkie życie nie jest proste i łatwe w żadnym miejscu i czasie, w żadnym świecie. Zawsze i wszędzie rządzi się podobnymi prawami, stawia podobne wymagania i nie toleruje dróg na skróty. Zmusza człowieka do angażowania wszystkich swoich sił i do maksymalnego poświęcenia. Ale nawet wtedy, gdy bohaterowie dają z siebie wszystko, nie gwarantuje im to sukcesu.Ten ostatni rzadko staje się ich udziałem, częściej dosięgają ich porażki. A jeśli już udaje im się zwyciężyć, to najczęściej jest to zwycięstwo Pyrrusowe albo wątpliwe moralnie.