Zacznijmy może od przedstawienia fragmentów wersji obiegowej: „Wojna w Wietnamie zdestabilizowała sąsiednią neutralną Kambodżę. [...] Gdy USA w 1975 wycofały się z Wietnamu Południowego, upadł także rząd Kambodży. Władzę objęli Czerwoni Khmerzy i pod przywództwem nieznanego wcześniej Pol Pota rozpoczęli niezwykle radykalną społeczną przebudowę. [...] Zlikwidowano własność prywatną, religię i pieniądze. Celem była inspirowana myślą Mao wiejska utopia. [...] W ciągu następnych trzech i pół roku, wskutek głodu i nędzy, chorób i egzekucji, zmarło co najmniej 1,7 miliona ludzi, jedna piąta narodu". I jeszcze: „Tak wygląda Historia. Pol Pot gdzieś z dżungli, znikąd. Szereg z czaszek. Proste i niepojęte".
Ilding swoim Uśmiechem Pol Pota dołącza do grona pisarzy, którzy – za Barbarą Skargą – powtarzają, że „człowiek to nie jest piękne zwierzę" i chyba tylko prawdziwi ignoranci nie zechcą wysłuchać argumentów potwierdzających tę niewygodną dla nas prawdę. Jakby tego było mało, motto otwierające książkę to słowa z tomiku Przemoc polityczna L. M. Raattamaa: „zapewniam was, to prawda". Od pierwszych stron Ilding mierzy się z kwestią, która nie będzie mu dawała spokoju do samego końca: w jaki sposób opowiedzieć niewyrażalne? Jak wytłumaczyć czytelnikowi to, co zupełnie niepojęte? Jakich słów użyć? Czy może posługiwać się przede wszystkim cyframi, statystykami, zestawieniami? „Bo jak to inaczej przestawić? Nie sposób wyobrazić sobie tych wszystkich twarzy, wszystkich życiorysów. Sześć katastrof tsunami, nie rozsianych po całej Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej, tylko skoncentrowanych w jednym kraju wielkości połowy Szwecji? Olbrzymia fala, przewalająca się, rok za rokiem, przez wsie i pola ryżowe?
Nie da się wszystkich ich pomieścić w jednym uczuciu, w jednej myśli". A może zupełnie inaczej – uciekać w impresje i poetyckie opisy, które być może pozwoliłyby na poradzenie sobie z całym tym horrorem?
Ilding nie potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tego rodzaju pytania, więc decyduje się na rozwiązanie pośrednie i łączy w jednym tomie opowieść reporterską z historycznym esejem, dziennik podróży z powieścią (dopowiadające główną narrację sny, wyobrażenia i domysły pisarza), biografię dyktatora ze śledztwem w sprawie „pewnej szwedzkiej podróży przez Kambodżę Czerwonych Khmerów" (tak brzmi podtytuł książki). Powyciągane z archiwów artykuły i wywiady, zapomniane przez wszystkich radiowe depesze i telewizyjne dokumenty, cytaty z książek o wyprawach do kraju rządzonego przez Pol Pota, wreszcie wspomnienia świadków spotkanych w Kambodży – to wszystko również wykorzystuje Ilding w swej pokawałkowanej, rwanej (o)powieści. Trzystustronicowy Uśmiech Pol Pota składa się z 262 fragmentów (!). Czasami jednozdaniowych, rzadko dłuższych niż 3-4 strony. Książka jest perfekcyjnie skonstruowana, choć nieustanne wędrówki w czasie i przestrzeni, wciąż nowe wątki, postaci i świadectwa tworzą swego rodzaju
labirynt, w którym mniej uważny czytelnik łatwo może się pogubić.
Warto jednak autorowi zaufać i przeprawić się przez Kambodżę Pol Pota wraz z czworgiem szwedzkich aktywistów, członków lewicowego Towarzystwa Przyjaźni Szwedzko-Kampuczańskiej, którzy 12 sierpnia 1978 roku wylądowali w Phnom Penh, by na własne oczy ujrzeć wymarzony sukces rewolucji, prawdziwe powstanie ludowe. W praktyce okazuje się, że w ciągu dwutygodniowej trasy przez Kambodżę pokazano im gigantyczną, stworzoną na potrzeby zachodnich korespondentów, potiomkinowską wioskę. Główną osią książki Ildinga jest właśnie opowieść o tej szwedzkiej podróży, jej uczestnikach oraz innych lewicowych ideologów, którzy zawierzyli rewolucji i przez długie lata walczyli z rzekomymi kłamstwami fabrykowanymi przez imperialistycznych polityków i zaprzedanych dziennikarzy. Ilding nie jest obiektywny, lewicowym marzycielom dostaje się w tej książce dużo bardziej, ale i druga strona politycznej barykady nie zbiera tutaj większych pochwał (przykładem ocena „polityki zagranicznej" Nixona i Kissingera). Autor Uśmiechu Pol
Pota stara się nie dzielić ludzi według uproszczonych ideologicznych podziałów. Zamiast tego próbuje odpowiedzieć na najprostsze, a więc najtrudniejsze, pytania: dlaczego? Jak mogło do tego wszystkiego dojść? Dlaczego tak wielu mieszkańców Zachodu dało się nabrać na tytułowy uśmiech Pol Pota i jego towarzyszy? Dlaczego niektórzy zachodni intelektualiści do dzisiaj nie zrozumieli rozmiarów swojego ówczesnego zaślepienia, a przynajmniej tego, że stali się swego czasu ofiarami brudnej manipulacji? W swoim notatniku autor zanotował: „Czy od Gunnara i Marity, i Jana, i Heddy można by wymagać, aby przejrzeli wtedy tę fasadę? Czy powinni byli rozszyfrować znaki?". I nieco dalej: „Czy sam potrafiłbym je dostrzec, gdybym tam był, na ich miejscu, w 1978? Wybrany, aby przyjechać do kraju, który we własnym przekonaniu znam tak dobrze. Muszę powiedzieć, że nie wiem".
Uśmiech Pol Pota nie jest książką ani łatwą, ani przyjemną. Ilding nie poprawi nam samopoczucia, a z całą pewnością nie umocni naszego wysokiego mniemania o samych sobie. Nie sposób chyba pisać o tej książce z pominięciem przymiotników w rodzaju „wstrząsająca", „przerażająca" i „poruszająca". Czytając o morderczych rządach Czerwonych Khmerów nie sposób też zapomnieć o innych niemożliwych do pojęcia wydarzeniach z historii XX wieku: Holocauście, ludobójstwie w Rwandzie czy masakrze w Srebrenicy. Książka Ildinga powinna dołączyć do lektur obowiązkowych opowiadających o tych najbrudniejszych i najbardziej krwawych kartach naszej najnowszej historii. Tytuły takie, jak * Czy to jest człowiek* Primo Levi'ego , * Los utracony* Kertesza , * Jakbyś kamień jadła* Tochmana , * Strategia antylop* Hatzfelda czy właśnie Uśmiech Pol Pota łączy to, że wolelibyśmy, by opisane w nich wydarzenia były brutalną fikcją literacką, owocami chorej wyobraźni pisarzy lubujących się w opisach zbrodni i innych okrucieństw. Niewiarygodna historia opowiedziana przez Ildinga również wydarzyła się naprawdę. Pozostaje nam spróbować się z nią zmierzyć.