Książki dla najważniejszych ludzi na świecie: 5-8 lat
Wynalazca , Jean-Francois Martin (tekst i ilustracje), tł. Dorota Hartwich, Wrocław: Format, 2012.
Moi synowie od dawna mają wymyślony plan na dorosłość - zamierzają wraz z kolegą Borysem wybudować na naszej działce w górach fabrykę klonów, wynaleźć nową technologię i "zawstydzić amerykańskich naukowców", jak patriotycznie oznajmili: wszystko już zostało starannie opracowane, jest schemat taśmy produkcyjnej klonów, kolejne pokolenia klonów oraz ich ścieżka treningowa pomiędzy niewydarzonymi krzaczkami porzeczek. Wszelkie książki o wynalazkach mają więc u nas ogromne wzięcie, począwszy od bardzo poważnych historii wynalazków i wynalazców, poprzez poradniki jak skonstruować własny obwód elektryczny z tego, co akurat jest pod ręką, aż po rozkosznie pure nonsensowne "Nieporadniki" duetu Widłak i Pawlak.
"Wynalazca" Jean-François Martina jest książką zabawną, a jednocześnie pod śmieszną historyjką zadaje parę całkiem poważnych pytań. Najpierw jednak historyjka: oto jest sobie pan Felix, wynalazca, który prowadzi żywot szczęśliwy - bo i czegóż innego oczekiwać po kimś o tym imieniu - tworząc co tydzień jeden nowy wynalazek, a są to dzieła tej miary, co "36-kropelkową pipetkę dla zagonionych cierpliwych". Życie pana Feliksa z niezwykłą pieczołowitością dopełniają ilustracje, bo "Wynalazca" jest książką w równym stopniu do czytania i oglądania.
Ma zatem uroczą, przylizaną grzywkę, nosi niebieski garnitur, z kamizelką, biała koszulą i krawatem oraz długopisami i ołówkami zamiast poszetki. Nosi również nieodzowne okulary, jako że, wnioskując z wielkości źrenic, jest dramatycznym krótkowidzem. Przede wszystkim widzimy go jednak w rytuale uporządkowanej, tradycyjnej inteligenckiej codzienności - czytającego w fotelu książkę, pijącego herbatę z białej porcelanowej filiżanki - i te proste czynności stają się manifestem pewnego stylu, pewnej tradycji uprawiania sztuki życia.
To ważne, bo pewnego dnia do drzwi pana Feliksa puka człowiek w zielonym ubranku, człowiek, który również jest pewną deklaracją, wyciętą z dolarowego banknotu, i prosi, żeby pan Felix stworzył maszynę, która z milionerów uczyni miliarderów. Nic tu nie jest przypadkowe, ani dewiza "e paribus unum", ani słowo "trust" które dają się odczytać na przyodziewku gościa, genialnie zresztą przerysowanym aż ku karykaturze.