Manipulacja jest nową książką Davida Baldacciego. Została wydana w USA w 2008 roku. Dobrze wpisuje się w nurt najnowszych powieści tego autora w których teorie spiskowe zaczynają sięgać granic... przyzwoitości. Tak jest z cyklem o Klubie Wielbłądów, tak jest i z tą pozycją. Nie kryję, że obecne dokonania Baldacciego napawają mnie zwyczajnym smutkiem. Jego wcześniejsze powieści były bowiem jeśli nie bardzo dobre, to co najmniej dobre, a to co dostajemy do rąk teraz jest w porównaniu z nimi bardzo, ale to bardzo słabe. Tak, jakby autorowi nagle zabrakło pomysłów, chęci bądź umiejętności. Pisarz korzysta ostatnio ze stałego, dość popularnego w literaturze rozrywkowej schematu: powieść podzielona jest na mnóstwo małych rozdziałów w których kilka równoległych wątków splata się ze sobą i zmierza do konkretnego finału. Nie inaczej jest w Manipulacji. Śledzimy losy kilku postaci, które są ze sobą jakoś powiązane. Zaczynem całej fabuły jest Nicolas Creel, biznesmen, miliarder, którego dochody przestają rosnąć
w odpowiednim stopniu. Jest on właścicielem Ares Corporation, największego na świecie koncernu zbrojeniowego. Oczywiście jest zły, wyrafinowany, egoistyczny i niemoralny. Liczą się dla niego tylko zyski, nieustanne sukcesy i coraz większa władza. Inni ludzie są tylko marionetkami, zabawkami, którymi zręcznie się posługuje dla osiągnięcia własnych celów. Nawet kolejne żony traktuje jak ładne i przydatne elementy własnego życia, potrzebne w pewnym momencie, a potem nadające się już tylko do wymiany. Creel ma jednak większe ambicje, chce zmieniać świat na swoją modłę, porządkować go tak jak mu się podoba. Takie pomysły ma, jak uczy historia, wielu polityków czy różnorakich rewolucjonistów, ale na szczęście nie mają oni siły i środków by w pełni zrealizować swoje chore marzenia. Nicolas Creel ma i jedno, i drugie. Chce być bogiem i sądzi, że już nim prawie jest. Wpada na perfidny pomysł zwiększenia własnych dochodów poprzez wywołanie globalnego konfliktu w którego efekcie natychmiast wzrośnie zapotrzebowanie na
jego produkty. Zaczyna go realizować nie licząc się z kosztami i konsekwencjami. Naiwny świat zaś szybko staje na krawędzi realnej wojny.
Kolejną postacią, którą poznajemy na łamach powieści jest Shaw. Pracuje on dla międzynarodowej agencji utworzonej przez pewne kraje grupy G-8, czymś w rodzaju Interpolu na sterydach. Działają oni poza prawem, walcząc wszelkimi dostępnymi środkami z terrorystami, mafią, światowej klasy przestępcami. Shaw jest agentem doskonałym wychodzącym cało z każdej opresji. Jest zakochany w pięknej i mądrej kobiecie, zaś w agencji pracuje tylko z powodu pewnych zobowiązań z przeszłości i zastosowanego wobec niego brutalnego szantażu. Shaw jest sierotą bez przeszłości, bohaterem nieszczęśliwym, szlachetnym, tragicznym i bardzo dzielnym.
Do grona ważnych bohaterów powieści dołącza też Katie James, dziennikarka po przejściach. Laureatka Pulitzera staczająca się powoli na niziny, alkoholiczka, reporterka osiadająca na dnie. Katie gryzie sumienie, swoją nagrodę zdobyła bowiem kosztem życia pewnego chłopca. Mimo upływu lat nie potrafi się pogodzić z tym faktem, a ucieczki przed trudną prawdą szuka w jakże kojącej mocy alkoholu. Choć ciało jest słabe, to duch w kobiecie nie gaśnie i kiedy tylko nadarza się okazja staje ona do walki z orężem, które zna najlepiej, reporterskim piórem i notesem.
Problemem tej powieści jest podawanie wszystkiego wprost, bez subtelności i niuansów. Takie są sytuacje, takie są postaci. Autor wszystko podaje nam na tacy tak, żebyśmy nie musieli się niczego niepotrzebnie domyślać. Mało jest tu jakiejś prawdy o życiu, są teatralne gesty, słowa, zachowania. Mówienie wszystkiego wprost negatywnie wpływa na napięcie, które co prawda jest, ale słabo stopniowane. Liczy się głównie akcja, i to niezbyt w sumie wiarygodna. W tym świecie możliwe są wszelkie niewiarygodne spiski. Manipulowanie informacją w Internecie, przekupstwa na życzenie, akcje zbrojne na dużą skalę. Wszystko idzie zbyt gładko, prosto i zgodnie z planami. Przypadek nie ma szans. Autor umieszcza w powieści prawie wszystkie możliwe elementy rzeczywistości atrakcyjne dla czytelników książek sensacyjnych: terrorystów, tajne agencje, niezniszczalnych agentów, skinów, handlarzy narkotyków, Internet, Chińczyków, Rosjan. Nie dba o to czy jest to wszystko razem wzięte choć trochę wiarygodne. Z prawdopodobnych
elementów składa dość absurdalną, pstrokatą mozaikę.
To czysta rozrywka, którą da się czytać tylko pod warunkiem skutecznego wyłączenia myślenia. Baldacci posuwa się o krok dalej w pomysłach niż Ludlum. Pozwala sobie na przesadę i uproszczenia, które są prosto mówiąc irytujące. Fabuła rozwija się w sposób przewidywalny w ogólnym zarysie. Całość jest pełna zdań udających jakieś wysublimowane przemyślenia, np. o tym, że świat stał się wyjątkowo skomplikowany i zatarły się w nim granice między dobrem, a złem.
Wydaje mi się, że szkoda czasu na tego typu obezwładniającą lekturę, choć czas letniej kanikuły może ku niej kogoś skłonić. Chciałoby się tylko zadać jedno proste pytanie: gdzie do licha podział się dawny Baldacci, ten z powieści "Władza absolutna", "Pełna kontrola" czy "Ten, który przeżył"?!