Oszałamiający turkus Morza Karaibskiego, piaskowo-wapienne wybrzeże Jukatanu, winiarnie Buenos Aires, bezkres boiliwijskich solnisk, szmaragdowe warkocze lodowca w Nowej Zelandii, malownicza wioska rybacka na Przylądku Burz... ”Sprzedaj lodówkę i jedź dookoła świata” autortstwa Kacpra Godyckiego-Ćwirko, to niezwykłe świadectwo ciekawości świata i pasji. To sto dwadzieścia dziewięć dni i dziewiećdziesiąt godzin w powietrzu. To kilkanaście krajów i ponad siedemdziesiąt tysięcy kilometrów. To niezliczone zapachy, smaki i widoki. To wreszcie ludzie, którzy w dobie permanentnego pośpiechu i wyścigu do szeroko pojętego „lepszego”, oferują to, co mają najcenniejszego – swój czas.
Jeszcze kilka lat temu Kacper Godycki-Ćwirko żył przykładnie przeciętnie. Pracował jako menadżer w dużych korporacjach informatycznych, kontrolował indeks glikemiczny, grał w tenisa, a w weekendy wyjeżdżał z kumplami na półwysep, żeby popływać na desce. „Posiadałem wiele, prawie wszystko, co w danym momencie życia chciałem i mogłem kupić za pieniądze”. W pewnym momencie nastąpił jednak przełom określany przez samego zainteresowanego jako „mentalny zawał”. Godyci-Ćwiro uzmysłowił sobie, że kariera i sukces to tylko fasada, za którą kryje się prawdziwe życie. „Zdałem sobie sprawę, że tą gigantyczną skorupą złożoną z równo maszerujących ludzi-robotów istnieje inny, równoległy świat”. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem była ewakuacja z tego, co proste, oczywiste i przewidywalne. I podróż dookoła świata.
„Sprzedaj lodówkę i jedź dookoła świata” to pozycja, którą trudno zignorować. Anita Werner określiła ją jako „nieziemską mieszankę liter i pikseli, która jest jak koktajl pełen witamin szczęścia”. Zgadzam się. Czytając teksty Godyckiego-Ćwirko, nabieramy apetytu na życie; stajemy się głodni nowych wrażeń i doświadczeń. Piksele, o których wspomniała Werner to liczne fotografie zrobione przez samego autora – nie ulega wątpliwości, że aparatem posługiwał się conajmniej tak dobrze, jak piórem. Co ważne, nie znajdziemy tu zdjęć Wieży Eiffla, Wielkiego Muru Chińskiego czy Sfinksa. Szlaki tej podrózy wykraczają poza foldery prezentowane przez biura podróży. Poza fakultatywne wycieczki i hotele z opcją „all inclusive”. Godycki-Ćwirko omija tzw. „wydmuszki”, czyli miejsca, które postrzega jako sztuczne, plastikowe i strice komercyjne. Bojkotuje wszystko to, co w jego odczuciu oznacza „nieżycie”.
Ostatim punktem w podróży Godyckiego-Ćwirko była Afryka. „To dziwne, że o tym miejscu, które działa na mnie z taką siłą, mam tak mało do powiedzenia. Ledwie je odkryłem i mam świadomość nieskończonej głębi i tajemnicy, jakie się z nim wiążą. Za kilka miesięcy zaczynam moją podróż przez tę otchłań. Patrzę na mapę z pokorą i każdego dnia żyję myślą o tym, co mnie czeka”. Pisząc te słowa Godycki-Ćwirko nie wiedział, że owa otchłań dwa lat później pochłonie jego życie. Kac (tak nazywali go przyjaciele) zmarł 20 kwietnia 2012 roku w Mozambiku.