Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:21

Powrót do przyszłości

Powrót do przyszłościŹródło: Inne
d126p6j
d126p6j

Główny bohater, nieugięty stróż prawa, nazywa się Frank Quetzalcoatl James. Z notki na okładce dowiedziałam się jeszcze co nieco o znikaniu ciał, praniu mózgów, buzowaniu hormonów i uderzeniach adrenaliny do głowy. Spodziewałam się zatem czegoś w rodzaju Księgi bez tytułu (po lekturze której przysięgłam sobie brać do ręki wyłącznie księgi z tytułami), czyli prześmiewczego pastiszu, bo inaczej po co Frankowi Jamesowi na drugie ten Pierzasty Wąż? Tego się akurat nie dowiemy, więc autor pewnie ma w planie dalsze części cyklu o przygodach gliny z upierzonym imieniem. Skoro tak świetnie idzie mu ratowanie świata…

Nie dowierzajmy jednak okładkom i notkom na nich. Gra w pochowanego jest książką całkiem serio. Akcja toczy się w niezbyt odległej przyszłości, za kilkadziesiąt, jak się wydaje, lat. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale w przyszłości opisanej jako zmiana głównie ilościowa (większe metropolie, szybsze samochody, wyższe wieżowce, misje na Marsa przypominające wyprawy arktyczne) jest pewnie więcej prawdy, niż w futurologicznych fajerwerkach, produkowanych masowo jeszcze ze dwadzieścia lat temu. W Grze w pochowanego para policjantów próbuje rozwikłać zagadkę znikających ciał ofiar zabójstw. Podejrzewając motyw rytualny, wpadają na trop sekty i decydują się do niej wniknąć jako nowi adepci. Okazuje się jednak, że nie jest łatwo oprzeć się sprawnym, fachowym manipulatorom świadomości, za to całkiem łatwo można stać się bezwolnym narzędziem w ich rękach. Czytelnik w ślad za bohaterami przechodzi kolejne stopnie wtajemniczenia, próbując odróżnić prawdę od kłamstwa, rzeczywistość od snu, sojusznika od wroga.
Busolą jest mu solidna struktura powieści, porządna, linearna narracja w klimatach budzących skojarzenia z Hotelem pod poległym alpinistą, Niebiańskim proroctwem Reidfelda, wczesnym Bondem z młodym jeszcze Seanem Connerym i „sophisticated comedies” z lat sześćdziesiątych, w których para współpracowników, zmuszonych udawać małżeństwo, leży na baczność w małżeńskim łożu w zapiętych po szyję piżamach…

Gra w pochowanego, opisująca przyszłość naszej cywilizacji, okazuje się nostalgiczną pocztówką z zacnych czasów, gdy po przecięciu kolorowego kabelka wybuchała co najwyżej bomba, a nie cała konstrukcja powieści, a Tarantino nie wziął jeszcze kamery do ręki. Nawet drastyczności, których znalazłoby się parę, wydają się niepokojąco mało ważne… w porównaniu z porywami serca (i ciała) Franka Quetzalcoatla Jamesa.

d126p6j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d126p6j

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj