Zima. Posępna plaża, odarta z bajecznego, złocistego ciepła słońca. Zwykły spacer. Nadzwyczajne znalezisko. Skąpana w słonych kroplach butelka w kształcie łzy. Dwie przyjaciółki, spotykają kobietę, która zaadresowała swój ból światu. Rozpoczyna się subtelne śledztwo. Zamknięty w szklanej kopercie, oddany nader cierpliwemu, choć właściwie dość subiektywnie wybierającemu adresata i czas dotarcia przesyłki, posłańcowi, list dociera. Dociera do kobiety, która przez jego słowa nagle postanawia inaczej spojrzeć na swoje życie. Na swoją rodzinę i kobiecość. Ale też postanawia odnaleźć przede wszystkim autorkę listu, co wcale nie będzie łatwe. I do końca nie wiadomo, czy jest to słuszne… Ten specyficzny list matki do syna, wysłany w szklanej powierniczce, rozpoczął tak naprawdę cykl poszukiwań. Narzucił też wiele pytań, na które nie tylko autorka i jej przyjaciela, ale też każdy z czytelników musi sam, w sobie, znaleźć odpowiedzi. Jego przypadkowa adresatka, nie tyle dąży do odnalezienia autorki, aczkolwiek zagłębia
się w same poszukiwania. Przez to otrzymujemy opowieść o poszukiwaniu. Trochę płytką, niepełną, dziwnie wstydliwie przykrywającą to, co w rzeczywistości obudziły słowa ze szklanej buteleczki. Kolejne analizy, prośby o pomoc… trochę filozoficznych rozważań. Książka to jednak przede wszystkim krótka i niepełna historia listów w butelkach. Informacji, które w rzeczywistości są tak stare, jak miłość i wiara człowieka w moc wody. Siłę morskich fal i ich pobłażliwość dla człowieczeństwa. Słabości i niezrozumienia.
Pierwszy podobno pochodził z III w. p. n. e., a przynajmniej o nim wiemy. Ilu przed nim powierzało swoje myśli siłom natury, nie znajdując cierpliwości i współczucia w człowieku, a może odwagi w samym sobie? Nie wiemy. Autorka dociera do wielu informacji, ale nie do końca wypełnia powierzoną jej przez fale misję. Bo czy też w ogóle jest taka? Czy jeżeli ktoś powierza falom swoje słowa, pragnie tak naprawdę by go odnaleziono? List w butelce, to książeczka niewielka. Właściwie niedopracowana i sprawiająca wrażenie jakby zbytnio niezdecydowanej. Jakby sama autorka do końca nie wiedziała co, z tym nagłym cudem w postaci butelki, owym samym pomysłem, powinna zrobić. To informacje dziwnie przypadkowe, trochę kryminalistyki, drobiny empatii i babskie wynurzenia. Wszystko zbyt odarte ze słów i szczerości, by przyjąć to naprawdę. Na pewno książka skłania do zastanowienia się nad ową samotnością, jaką dziś odczuwa tak wielu. Tak wielu otoczonych przez tłumy. Jak bardzo jesteśmy głusi na cierpienie i jak ślepi,
mimo że tak wiele widzimy...