Wstajesz, kiedy twój organizm wybudzi się ze snu (budzik milczy, bo jest zbędny), niespiesznie otwierasz oczy, pamiętając ciągle sen, który jeszcze się tli pod powiekami. Nie spieszysz się, więc możesz zjeść śniadanie w łóżku. Brzmi intrygująco, oczywiście zakładając, że nie przeszkadza ci taki poranek. A jeśli możesz pracować, jak chcesz i kiedy chcesz, bo to ty decydujesz o czasie, który poświęcasz na pracę? Coraz lepiej... Przynajmniej dla mnie. „Praca zajmuje tyle czasu, ile się na nią przeznaczy.” Tak naprawdę większość z nas wcale nie musi pracować na etacie, poświęcając swojej pracy 8 godzin dziennie plus kolejne dwie na dojazdy (ja tak mam w Warszawie). Długo. Więc może chociaż urlopy powinniśmy spędzać na nic nie robieniu. A my planujemy każdą minutę wolnego, zamiast delektować się spokojem i własnym rytmem pracy, promykiem słońca i wodą w pobliżu czy bliskością innych. Nie pozwalamy sobie na chwile swobody, słodkiego delektowania się herbatą czy kawą, papierosem albo fajką (jeśli ktoś pali).
Chodzi o nacieszenie się swoją rodziną czy pracą w ogródku, drobiazgami, które pozornie niewiele wnoszą do naszego życia. Pozornie, bowiem do życia i do utrzymania równowagi psychicznej potrzebujemy także spokoju, bez planowania do przesady każdej sekundy swojego życia. Od czasu do czasu potrzebujemy bycia próżniakami. Po prostu.
O tym właśnie jest ta książka, o tych wszystkich drobiazgach, o których zapominamy, ale które stanowią integralną część naszego życia. W realiach brytyjskich zanika zwyczaj popołudniowych herbatek, u nas nie mówi się już o podwieczorkach, a po pracy idzie się co najwyżej na piwo, które nie do końca zastąpiło tamten zwyczaj. Nie chodziło o samo napicie się herbaty, a o możliwość spotkania się z innymi, porozmawiania, nacieszenia się godziną spokoju, delektowania się niespiesznie upływającym czasem. Teraz tak się nie dzieje, bo ciągle nam się spieszy, ciągle szukamy sobie zajęcia. I w pracy, i w domu, aby tylko nie siedzieć „bezczynnie” i nie oddawać się marzeniom. Planujemy, bo to oznacza, że jesteśmy świetnie zorganizowani, i nie mamy poczucia winy z powodu chwili bezczynności.
Za pracę w trybie ośmiogodzinnym możemy podziękować wynalazcom; wcześniej robotnicy pracowali w swoim rytmie i jakoś sobie radzili, zarabiając jednocześnie pieniądze. Wepchnięcie nas w kierat pracy na rzecz kogoś w fabrykach i biurach spowodowało, że staliśmy się „niewolnikami”, traktującymi każdą chwilę wytchnienia jak wykroczenie. Mamy poczucie winy, gdy spędzamy chwilę leżąc i czytając albo po prostu śpiąc, chociaż to też są potrzebne dla nas czynności. Potrzebujemy ich, aby odreagować, odpocząć, po prostu nie zwariować. A my planujemy urlop pod kątem „zajętości” dni wolnych od pracy. Jeśli siedzisz przed hotelem, to z całą pewnością usłyszysz pytanie, czy nic się nie stało, bo się nie bawisz z innymi, nie korzystasz z dostępnych obiektów rekreacyjnych, nie biegasz, nie pływasz, nie kopiesz piłki, a jedynie okupujesz leżak z książką w ręku, i to w cieniu, bo prażące słońce nie służy twojej skórze. Jeśli o tym zapominasz na co dzień, to jest to książka dla ciebie. Zawsze możesz pracować mniej. Owszem,
przy tej okazji zarobisz trochę mniej, ale może w zamian będziesz szczęśliwym człowiekiem. Nie będziesz zmuszony także do podróży, aby dotrzeć do pracy.
Praca we własnym domu, w kapciach... może kiedyś. Na razie spędzę wieczór z książką i butelką wody mineralnej. Będę się delektować każdym przeczytanym słowem. Autor rozbudził we mnie taką potrzebę i chęć. Więc… będę próżniakiem, choć przez jeden wieczór. Za oknem mam grasujący kryzys finansowy i taki oddech bardzo mi się przyda.