Marzenie kosztuje 11 tysięcy złotych
Siedziałem ostatnio w szpitalnej poczekalni na ostrym dyżurze, na stoliku leżał katalog biura podróży, przyciągnęło mnie hasło wyjazdów "na kraniec świata". Boliwia, Australia, Nowa Zelandia, Etiopia, Indie i Polinezja Francuska, Południowa Afryka plus Madagaskar. Każda z tych trzytygodniowych wycieczek przekraczała połowę mojego kilkumiesięcznego budżetu na ostatnią wyprawę."
Za bilety z Wrocławia przez Frankfurt, Miami, Cancun, Limę, Sao Paulo, Buenos Aires, Santiago, Rapa Nui, Tahiti, dzikie wyspy Pacyfiku, Auckland, Sydney, Johannesburg, Kapsztad, Londyn, Frankfurt i z powrotem do Wrocławia zamknął się w kwocie poniżej jedenastu tysięcy złotych. Tego dnia, kiedy kupował bilety, jedenaście tysięcy kosztował bilet na Sylwestra na Bali.
Nie trzeba mieć zatem wielkich pieniędzy, żeby zobaczyć cały świat, zwłaszcza ten świat, o którym nie piszą przewodniki turystyczne, który nie jest oblegany jest przez setki zwiedzających, który nie jest kolejnym odhaczonym punktem na mapie turystycznej typowego człowieka Zachodu.