Wydaje się, że temat, jakiego podjął się portugalski pisarz, nie grzeszy przesadną oryginalnością, czyniąc głównym bohaterem, a także narratorem utworu dojrzałego mężczyznę, zajmującego się sztuką, który jak to z artystami bywa... przeżywa kryzys. Ów mężczyzna, co prawda nie sprawia wrażenia osoby pokonanej przez depresję czy też łamanej przez nałogi; może poszczycić się stabilną sytuacją zawodową. Ignorowany przez krytyków i środowiska twórcze artysta malarz nieźle zarabia, portretując bogatych mieszkańców Lizbony, to jednak nie czuję się spełniony zawodowo, wykonując rutynowo swoje usługi. Można powiedzieć, że sportretowany przez José Saramago malarz, po spędzeniu wielu lat za sztalugami, dochodzi do wniosku, że nie jest nikim więcej niż sprawnym rzemieślnikiem... Kimś, kto mimo zawodowej wprawy, nie zdołał stworzyć nic, co by pozwalało na postawienie z czystym sumieniem własnej sygnatury przy zakończonym dziele... Kimś, kto świadomie udaje przed klientami artystę, chociaż dobrze wie, że jest jedynie
pracownikiem najemnym...
Rzut oka na karierę literacką Saramago pozwala orzec, że przebiegała ona dość osobliwie. Uhonorowany w roku 2008 Literacką Nagrodą Nobla Portugalczyk debiutował dość wcześnie, jako dwudziestoczterolatek – niespełna dwa lata po zakończeniu II Wojny Światowej. Wydanie kolejnej powieści, niedawno wydanej w języku polskim, jakim jest O malarstwie i kaligrafii, zajęło mu trzydzieści lat, i jak łatwo policzyć, przypadło na lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, budząc nie tylko we mnie skojarzenie autobiograficzne. Napisana w konwencji monologu wewnętrznego książka zwraca uwagę długimi, wciągającymi, ozdobionymi wieloma przecinkami zdaniami, która opowiadając o przełomowych miesiącach w życiu artysty, przypomina niekiedy fabularyzowany esej, w którym tak zwana akcja stanowi zaledwie tło do prowadzonych na niespełna trzystu stronach rozważań estetycznych przeplatanych przez ciekawe spostrzeżenia natury psychologicznej. Z pewnością po książkę warto sięgnąć, mając przed oczami znane obrazy mistrzów
pędzla i palety; wszak niemałą część tego osobliwego utworu zajmują komentarze do dzieł widzianych podczas włoskich wędrówek, których wspomnienie, bądź co bądź ożywiają tę dość melancholijną prozę, w której twórcze przebudzenie malarza dokona się za pośrednictwem literatury...
Czy zatem powieść Saramago spodoba się jedynie pięknoduchom, którzy z lubością się przyglądają temu, jak artyści się męczą z własną niemocą? Obawiam się, że nie każdego przekonają wijące się niekiedy na całą stronę zdania, które oddają niewesoły stan umysłu niespełnionego malarza, co nie zmienia faktu, że z większą przyjemnością czytałem początkowe, nieco przygnębiające fragmenty powieści, niż jej szczęśliwe zakończenie, głoszące bez większej egzaltacji odzyskanie weny twórczej, miłość do nowej kobiety (jakże mogło być inaczej!) i obalenia ustroju politycznego, który zamknął jednego z przyjaciół malarza za kratkami. Jak dla mnie, za dużo tego szczęścia naraz.