Smutny i ponury Simon Brenner znów wkracza do akcji. Ma za zadanie dociec, czy szacowny ksiądz prałat seminarium duchownego w Salzburgu dopuścił się molestowania jednego ze swoich wychowanków. Do weryfikacji pozostają zwierzenia tegoż byłego ucznia u jego psychiatry i odpowiedź na pytanie, czy kryje się w nich choćby ziarnko prawdy, czy też w całości są one wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Wkrótce ma miejsce straszne wydarzenie, które położy się dodatkowym cieniem na karierze duchownego i jeszcze bardziej zagmatwa niezbyt wartki nurt powieściowej akcji.
Opis takich właśnie zdarzeń przedstawia w kolejnej pozycji o przygodach dzielnego prywatnego detektywa pan Wolf Haas. Całość tę podaje w charakterystycznym dla siebie mocno ironicznym stylu, okraszonym dawką specyficznego czarnego humoru. Styl autora jest z pewnością nie do podrobienia, jest bardzo specyficzny, jednakże niestety w ogóle nie przypada mi do gustu. Lektura zamiast bawić, męczy, podczas niej cały czas miałam nadzieję na jej rychłe zakończenie. Moje prośby na szczęście zostały wysłuchane, albowiem powieści pana Haasa mają jedną zasadniczą cechę, która budzi moją aprobatę - są naprawdę niewielkich rozmiarów, przez co łatwiej się zmusić do przebrnięcia przez ich chaotyczną i mało zabawną treść.
Niestety nie mogę się przekonać do pozytywnych opinii na temat twórczości autora Silentium wyrażających się nie tylko w liczbie sprzedanych egzemplarzy, ale i w pozytywnych recenzjach. Pozostanę niestety w mniejszości nie będącej zwolennikami tego typu literatury i na tej pozycji znajomość literacką z panem Haasem z pewności zakończę.