Akcja pierwszej powieści Macieja Guzka rozgrywa się w uniwersum znanym ze zbioru opowiadań Królikarnia – tym razem jednak autor odwraca perspektywę. Zamiast pokazywać, jak odkrycie możliwości eksploatowania Legend zmieniło Polskę, czyniąc ją nie tylko europejskim, ale wręcz światowym mocarstwem, przedstawia efekty, jakie polska interwencja wywołuje w Legendach, na przykładzie dziwnego, dwubiegunowego świata, ewidencjonowanego w oficjalnych rejestrach pod numerem trzecim. Relację zdaje reporter, któremu dowództwo, z sobie tylko znanych powodów, po długotrwałym ignorowaniu wniosku, udzieliło zgody na wyprawę w szczególnym momencie: w przeddzień ewakuacji polskich wojsk z Trzeciego Świata. Jest dziennikarzem niewygodnym punktu widzenia władz, bo chce pojechać tam, gdzie nie jeździ nikt rozsądny – na południe, w dziedzinę zła, gdzie również Królikarnia ukrywa rzeczy, o których opinia publiczna nigdy nie powinna się dowiedzieć. Doskonale się zatem składa, że szanse na powrót bezkompromisowego dziennikarza są
bliskie zeru.
Najmocniejszą stroną powieści jest w mojej ocenie jej forma – składa się na nią opis zdjęć, szkiców, eksponatów i nagrań oraz przeredagowane notatki pochodzące z kolejnych etapów wyprawy. Przeglądając tę bogatą i różnorodną kolekcję kolekcję, bohater snuje wspomnienia. Krótkie, migawkowe wręcz w niektórych wypadkach, sceny opatruje własnym komentarzem – a z perspektywy czasu dostrzega wiele niuansów, które wcześniej mu umknęły. Strukturalnie Trzeci Świat przypomina opowiadanie Adwent z antologii Księga strachu – tam mieliśmy do czynienia z podobnym kolażem, zbudowanym z materiałów śledczych. Jednak przeniesienie tej formy na powieść musiało wymagać ogromu niezwykle precyzyjnej pracy koncepcyjnej – i to się autorowi udało, ani na chwilę nie traci kontroli nad opowieścią, nie pozwala jej osunąć się w chaos. Różnorodność formy podtrzymuje zarazem zainteresowanie Czytelnika, zaś podział na niedługie fragmenty, „prasowość” narracji czyni ją bardzo przystępną, dynamiczną i wciągającą.
Nieco gorzej jest z treścią – owszem, bezstronność reportera to jedynie mit, umiejętnie sprzedawany przez dziennikarzy w ich własnym interesie, jednak Maciej Guzek zbyt rzadko pozwala swoim – umiejętnie wszak i ze z góry określonym zamysłem skonstruowanym – obrazom mówić za siebie. Stąd też powieść jest bardzo nierówna: obok świetnych fragmentów (np. opisu jak kanistry na wodę, przysłane przez ziemskie organizacje humanitarne w geście pomocy zacofanemu magicznemu światu, stały się bronią w rękach Południowców), trafiają się sztywne, sztuczne, wyraźnie rozpisane „pod tezę” lub pod jedno zdanie efektownej puenty. Najwięcej ciekawych ujęć psuje jednak nachalny, dobitny, odautorski komentarz, łopatologiczne tłumaczenie Czytelnikowi „to chciałem przekazać w tym fragmencie, nie przegap!”. Taki brak zaufania dla inteligencji odbiorcy (gdy prezentowane są, choć w fantastycznych dekoracjach, uniwersalne treści o okrucieństwie i bezsensie wojny i nienawiści dla odmienności) psuje przyjemność płynącą z lektury, a po
kilku podobnych epizodach wywołuje irytację. Niepotrzebnie też według mnie autor poszedł w dosłowność w rozwiązaniu głównej fabularnej zagadki, które zresztą staje się oczywiste mniej więcej w połowie powieści – znacznie lepiej dla całości byłoby, gdyby pozostał na poziomie zgrabnej metafory. W pogoni za mocnym końcowym akcentem zdecydował inaczej, choć przecież w naszpikowanej różnorodnymi i pomysłowymi elementami fantastycznymi rzeczywistości Trzeciego Świata kolejny nie był wcale niezbędny.
Trzeci świat stanowi ciekawą i wartościową, choć jedynie połowicznie udaną próbę eksploatowania nowych ścieżek – ta chęć eksperymentowania pozytywnie wyróżnia Macieja Guzka wśród młodych twórców polskiej fantastyki. Choć wiele mu jeszcze brakuje do Ryszarda Kapuścińskiego, którego pamięci zadedykował swój powieściowy debiut, to jego pierwszy fantastyczny reportaż jest bardzo dobrą wróżbą na pisarską przyszłość.