Siódmy tom akt Dresdena, czyli Martwy rewir, ukazał się, zgodnie ze wstępnymi zapowiedziami Wydawnictwa MAG, kwartał po poprzednim, co mnie bardzo ucieszyło, podobnie jak zapewne wszystkich fanów tej serii, która dotychczas miała w Polsce wyjątkowego wręcz pecha.
O ile jednak złe dla czytelników czasy długich przestojów pomiędzy kolejnym tomami najwyraźniej dobiegły końca, to kłopoty jedynego maga figurującego w książce telefonicznej miasta Chicago trwają nieprzerwanie. Działania podjęte na kartach Krwawych rytuałów przez Dresdena i Murphy przeciwko prastarej wampirzycy z Czarnego Dworu - Mavrze - mają obecnie, czego można się było spodziewać, swoje konsekwencje. Mavra jest w posiadaniu materiałów, które mogą zrujnować karierę zawodową niezłomnej porucznik Wydziału Dochodzeń Specjalnych. W zamian za ich zniszczenie wymaga od Dresdena, by dostarczył jej Słowo Kemmlera. Szczęśliwie Murphy spędza akurat zasłużony i od dawna odwlekany urlop na Hawajach, nic zatem nie wie o tej wyjątkowo perfidnej próbie szantażu. Harry nie ma wątpliwości, że powinien ratować karierę przyjaciółki. Nie ma jednak również pojęcia, czym jest Słowo Kemmlera. A to, czego się na temat Kemmlera w krótkim czasie dowiaduje, bynajmniej nie napawa go otuchą. Podobnie jak fakt, że nie jest jedynym,
który Słowa szuka, a rywale, łagodnie rzecz ujmując, lekce sobie ważą zasady fair play oraz magicznej etyki. I wiedzą zdecydowanie więcej od naszego bohatera.
Tym razem Butcher bierze na warsztat nekromancję - przeciwnicy Dresdena chcą posłużyć się mocą wskrzeszonych umarłych, by w Halloween przeprowadzić wyjątkowo skomplikowany i potężny rytuał. A gdy ktoś dysponuje armią żywych trupów, trudno z nim walczyć w pojedynkę i nie naruszając Praw Magii. Dla przypomnienia - karą za złamanie tych ostatnich jest śmierć. Przed Dresdenem, pozbawionym wsparcia Murphy, wyjątkowo trudne wyzwanie. U boku maga, nieco wbrew swojej woli, inwazji zombie - i własnemu tchórzostwu - stawi czoła sympatyczny patolog Butters, do tej pory pojawiający się jedynie w epizodach.
Tradycyjnie Butcher kontynuuje także - niekiedy w bardzo nieoczywisty i finalnie zaskakujący sposób - wątki z poprzednich tomów cyklu. W Martwym rewirze powraca między innymi wataha wilkołaków z Księżyca w pełni, elfia matka chrzestna Harry’ego, a także Thomas Raith, wampir wyrzucony z Białego Dworu, obecnie współlokator maga. Z uwagi na swój nieodparty urok, budzący nieokiełznane pożądanie w nieświadomych jego natury śmiertelnikach, Thomas ma trudności z utrzymaniem pracy dłużej niż dwa tygodnie. Pozbawiony dosrępu do bezdennego rodzinnego skarbca, zmaga się w związku z tym z narastającą frustracją.
Dzieje się zatem sporo, szybko i spektakularnie, nie brakuje humoru i popkulturowych nawiązań. Choć jednak kartki same przewracają, a fabuła wciąga, Martwy rewir, chyba głównie z uwagi na przeładowanie pomysłami, galopującą akcję i rozbuchanie co do skali zastosowanych rozwiązań, trudno mi zaliczyć w poczet najbardziej udanych tomów cyklu. Wolę te z wolniej i skrupulatniej budowaną intrygą, w których bardziej wyeksponowane są wątki z przeszłości bohaterów czy ich wewnętrzne dylematy (jak Rycerz Lata i Krwawe rytuały). A także, co niewątpliwie nie jest w tym przypadku bez znaczenia, nie cierpię żywych trupów. Niemniej, niecierpliwie wyglądam kolejnej odsłony serii, czyli Dowodów winy. Jest szansa, że - w ramach płodozmianu - będzie bardziej kameralna.