Trwa ładowanie...
recenzja
12-03-2013 17:29

Pokonać depresję

Pokonać depresjęŹródło: "__wlasne
d1b5rry
d1b5rry

Latem 1985 roku William Styron, wybitny amerykański pisarz, autor Wyboru Zofii (powieść znana także z ekranizacji z wybitną kreacją Meryl Streep w roli głównej) i laureat wielu nagród (m.in. Pulitzera), zaczął cierpieć na uporczywą bezsenność i popadać w coraz większą apatię. Jak się wkrótce okazało, prozaik zachorował na najcięższą, kliniczną formę depresji, przez którą znalazł się na samym „dnie rozpaczy”, przez kilka miesięcy przeżywał niepojęte dla zdrowego człowieka męki psychiczne i fizyczne, a w końcu – pozbawiony nadziei na minimalne choćby polepszenie swego stanu – drobiazgowo zaplanował samobójstwo.

„Późną, przejmująco zimną nocą, kiedy wiedziałem, że następnego dnia żadną miarą nie dam sobie już dłużej rady, usiadłem w salonie naszego domu szczelnie otulony przed chłodem. […] Czerpiąc siłę z ostatnich pokładów zdrowia psychicznego, jakie mi jeszcze pozostały, zrozumiałem przerażający wymiar i śmiertelną grozę położenia, w jakim się znalazłem. Obudziłem żonę, która po chwili wykonała kilka telefonów. Następnego dnia zostałem przyjęty do szpitala” – wspomina Styron. Siedem tygodni w szpitalu psychiatrycznym pozwoliło pisarzowi wydostać się „z mroku na światło” i ostatecznie pokonać „szaleństwo depresji”, chorobę przerażającą i śmiertelnie niebezpieczną, a jednocześnie przez wielu bagatelizowaną i nierozumianą.

Całkowicie wyleczony w maju 1989 roku Styron wygłosił wykład na temat depresji podczas sympozjum poświęconego zaburzeniom afektywnym w Baltimore. Kilka miesięcy później rozszerzoną wersję odczytu opublikował na łamach magazynu „Vanity Fair”, a w 1990 roku niezwykle poruszający, przejmujący do szpiku kości tekst Ciemności widomej po raz pierwszy ukazał się w formie książkowej. Ciemność widoma wzbudziła ogromny odzew czytelników oraz zapoczątkowała debatę na temat depresji. Zupełnie nie dziwi, że esej Styrona uważa się dzisiaj za jeden z najważniejszych i najbardziej sugestywnych opisów osoby cierpiącej i zmagającej się z chorobą psychiczną, jak również za książkę, która „przyczyniła się wydatnie do nagłośnienia choroby, wokół której zawsze panowało kłopotliwe milczenie”.

Styron po zwycięstwie nad depresją podjął się próby napisania czegoś na kształt własnej „kroniki zmagań z chorobą”. Nie było to łatwe zadanie, jako że depresja jest zaburzeniem „tak tajemniczo bolesnym oraz w tak nieuchwytny sposób objawiającym się jaźni, […] że opisanie jej słowami graniczy z niemożliwością”. Depresja, twierdzi pisarz, jest „niemal całkowicie nie do pojęcia dla kogoś, kto nigdy sam nie doświadczył jej w ekstremalnym wymiarze, mimo że przygnębienie czy podły nastrój, w jakie czasem wpadamy i wiążemy je z ogólnymi kłopotami życia codziennego, są tak powszechnego, że większości z nas dają niejakie wyobrażenie o depresji w jej skrajnej postaci”.

d1b5rry

Obecnie na świecie na depresję cierpi ponad 120 milionów ludzi, co czyni z niej czwarty najważniejszy problem zdrowotny na świecie. Według WHO, w 2020 depresja zajmie drugie miejsce na tej niechlubnej liście. „Popularniejsze” od niej będą tylko choroby układu krążenia. Styron słusznie zauważa w książce, że depresja nie tylko bezpośrednio dotyka milionów, ale jeszcze pośrednio oddziałuje na kolejne miliony, czyli członków rodzin i przyjaciół jej ofiar. Autor * Wyboru Zofii* podkreśla „demokratyczny charakter” tej choroby: „atakuje ludzi bez względu na wiek, rasę, wyznanie czy pozycję społeczną, choć dla kobiet ryzyko jest zauważalnie większe niż dla mężczyzn”.

Depresja nie jest wybredna. Zapadają na nią krawcowe i piloci pasażerskich samolotów, kucharze z barów sushi i członkowie rządu. „Wystarczy powiedzieć, że mało kto może spać spokojnie i nie obawiać się tego, że wcześniej czy później stanie się ofiarą tej choroby, choćby w jej najłagodniejszej formie” – czytamy w książce. Zarazem Styron, jak na pisarza przystało, przytacza przekonujące dane, z których wynika, że osoby o skłonnościach artystycznych (ze szczególnym uwzględnieniem poetów) wykazują wyjątkową podatność na tę chorobę, która w cięższej, klinicznej postaci „zabiera z tego świata mniej więcej 20 procent swoich ofiar, doprowadzając je do samobójstwa”.

Czy amerykańskiemu prozaikowi udało się ująć depresję w słowa? Czy osoby z zewnątrz, które nie mają na temat choroby najmniejszego pojęcia, dzięki esejowi zrozumieją ją lepiej? Tekst Styrona jest tak mocny, wiarygodny i sugestywny, że trudno byłoby zaprzeczyć, ale też – wierząc autorowi na słowo – trzeba przyznać, iż prawdopodobnie nawet po lekturze Ciemności widomej depresja będzie dla nas bliżej niezidentyfikowanym, ale jednak wciąż obcym piekłem. Sam należę do osobników raczej permanentnie usposobionych pesymistycznie, narzekających na cały wszechświat i wątpiących w ludzkość, ale dzięki mądremu, uświadamiającemu esejowi Styrona nie powtarzam już kilka razy dziennie: „Ach, znowu mam depresję!”.

W jednym z rozdziałów pisarz ostro sprzeciwia się przeciwko samemu słowu „depresja” i uważa, że właściwszą nazwą schorzenia byłaby wychodząca już z użycia „melancholia”. Melancholia „nadal byłaby słowem trafniej i sugestywniej nazywającym zwłaszcza czarniejszą postać owej przypadłości, tymczasem zostało ono wyparte przez rzeczownik o banalnym brzmieniu, pozbawiony wszelkiej uczoności, którego używa się na określenie zastoju ekonomicznego lub obszaru leżącego poniżej poziomu morza – wielce płoche i cherlawe słowo jak na nazwę tak ciężkiej choroby”. Warto pamiętać, że „melancholię” etymologicznie można by zdefiniować jako „czarną żółć”, natomiast pochodząca od łacińskiego „depressio” depresja oznacza „obniżenie, zagłębienie, spadek”. Etymologicznie więc depresja jako termin medyczny oznacza zaledwie obniżenie i spadek nastroju czy samopoczuciu i właśnie przeciwko takiemu „udającemu niewiniątko” słowu protestuje Styron.

d1b5rry

Autor * Wyboru Zofii* proponuje, by stworzyć określenie bardziej adekwatne i „poruszające umysły”. Dobrym wyborem byłoby słowo „brainstorm” (burza mózgu; nie mylić z „brainstorming”, czyli „burzą mózgów”): „Powiedzenie, że czyjeś zaburzenia nastroju przekształciły się w burzę […] być może sprawi, że nawet zupełny laik okaże współczucie, a nie standardową reakcję, którą wywołuje „depresja”: „Też mi coś”, „Przejdzie ci”, czy też „Nie przejmuj się, wszyscy miewamy gorsze dni””. Jak już wspomniałem, lektura „Ciemności widomej” również pomoże nam w odróżnianiu klinicznej depresji od powszedniego spadku formy psychicznej czy chwilowego kryzysu emocjonalnego. Trudno będzie bowiem czytelnikom książki zbagatelizować tę „błahą” i „chwilową” dolegliwość, o której w następujący sposób pisze Styron:

„Moja choroba wkroczyła już w fazę, w której straciłem wszelką nadzieję, a wraz z nią zdolność i chęć myślenia o przyszłości; mój mózg, teraz już bez reszty podległy władzy szalejących bezkarnie hormonów, był nie tyle organem służącym do myślenia, ile instrumentem rejestrującym, minuta po minucie, zmieniający się nieustannie poziom swojego cierpienia. […] Jednak najgorsze wciąż były popołudnia, gdzieś od godziny trzeciej, kiedy to czułem, jak paraliżujący lęk i przerażenie niczym obłok toksycznych oparów spowija mój umysł i pcha mnie do łóżka. W łóżku spędzałem teraz aż do sześciu godzin, leżąc w stuporze, porażony, ze wzrokiem utkwionym w suficie, wyczekując na ów moment, który nadchodził niezawodnie każdego wieczoru, kiedy to w zaiste cudowny sposób moje zesztywniałe, niczym rozpięte na krzyżu ciało odzyskiwało na tyle dawną giętkość i sprawność, że byłem w stanie zmusić się, żeby coś zjeść, po czym, jak automat, znów się kładłem, żeby na godzinę lub dwie zapaść w sen”.

W kolejnych rozdziałach prozaik opisuje szczegółowo nieskuteczną w jego przypadku psychoterapię, leczenie farmakologiczne, które bardziej mu zaszkodziło niż pomogło oraz, na samym końcu – w momencie, gdy zszedł już w „najgłębsze otchłanie depresji”, opętany był myślami samobójczymi i żegnał się z życiem – pobyt w szpitalu psychiatrycznym, dzięki któremu wrócił do „żywych”. „Nie miałem już wrażenia, że jestem wydrążoną, pozbawioną życia słomianą kukłą, lecz poczułem się człowiekiem z krwi i kości, w którego ciele ponownie zaczynają krążyć ożywcze soki. Do tego po raz pierwszy od wielu miesięcy miałem sen, który był wprawdzie nieco zagmatwany, lecz do dzisiejszego dnia nie zatarł mi się w pamięci: pojawia się w nim dźwięk fletu, a także dzika gęś i tańcząca dziewczyna” – pisze Styron na ostatnich stronach swego wstrząsającego świadectwa.

Jak słusznie zauważa wydawca, Ciemność widoma „porusza nas do głębi, ale nie tchnie beznadzieją”. Esej amerykańskiego pisarza to najprawdopodobniej jedna z najbardziej pesymistycznych i przygnębiających książek „terapeutycznych”, jakie istnieją. Niewielka objętościowo, wielka jakościowo, świetnie napisana i na zawsze pozostająca w pamięci czytelnika.

d1b5rry
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1b5rry