„Słyszałaś kiedyś o świętym Jerzym?" – pyta w finale powieści jej główny bohater Wilson Cole. – „Sądzisz, że byłby sławny, gdyby zabijał jaszczurki?".Ta krótka myśl doskonale podsumowuje zarówno filozofię, jak i drogę życiową byłego kapitana Floty galaktycznej Republiki, który najpierw zbuntował się przeciwko bezdusznym mechanizmom polityki i wojny (tom pierwszy), by potem stać się piratem i najemnikiem na terytoriach Wewnętrznej Granicy (tom drugi i trzeci). A że w trakcie uprawiania tych dwóch profesji postępował zgodnie z rycerskim kodeksem moralnym, unikając niepotrzebnego okrucieństwa wobec nieprzyjaciół i narażania na niebezpieczeństwo własnych podwładnych, jego wrażliwość na ludzką (i nie tylko ludzką) krzywdę pozostała wciąż na wysokim poziomie.
W czwartym tomie awanturniczej space opery bohater podejmuje kolejne szaleńcze wyzwanie. A jest nim rzucenie rękawicy siłom Republiki, które w coraz większym stopniu naruszają neutralność Wewnętrznej Granicy, pustosząc kolejne planety i porywając z nich rekrutów do Floty. Kroplą, która przepełnia czarę goryczy w sercu Cole'a, jest zaś pewne tragiczne wydarzenie. To ono w pełni uświadamia bohaterowi, że zdemoralizowana prowadzoną z Imperium Teroni wojną Republika stała się przeciwieństwem głoszonych przez nią samą ideałów. Dlatego kapitan wypowiada jej wojnę, i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nadal dysponuje ona około trzema milionami jednostek bojowych, zaś Cole... kilkudziesięcioma. Ale, jako się rzekło, święty Jerzy też nie polował na jaszczurki.
Przy takiej dysproporcji sił, bohater zmuszony jest do prowadzenia wojny partyzanckiej i używania podstępów, będących owocem jego nieprzeciętnej inteligencji. W międzyczasie dowodzone przez niego siły systematycznie rosną, bowiem Cole przyjął zasadę, że ludziom i Obcym, z którymi ma się zmierzyć, proponuje... przejście na swoją stronę. Manewr ten udaje mu się nawet w przypadku groźnego kosmicznego watażki zwanego Ośmiornicą. Kolejnym krokiem w strategii kapitana jest nawiązanie kontaktu z siłami zbrojnej opozycji działającej w Republice. W końcu, do obrony swojego domu przystępują też mieszkańcy kosmicznej Stacji Singapur, która stała się domem także dla Cole'a i bazą jego flotylli. To wszystko pozwala kosmicznemu „świętemu Jerzemu" zmierzyć się z regularnymi siłami Republiki...
Resnick konsekwentnie rozwija swoją opowieść o niepokornym oficerze, który najpierw musiał uciekać z armii, a teraz musi stawić jej czoła w otwartej walce. Starship: Buntownik *to już militarna SF pełną gębą (o historii tego nurtu Resnick pisze w jednym z aneksów do książki). A to niesie ze sobą określone konsekwencje. *Jedni czytelnicy odczytają powieść jako gloryfikację wojska i wojny, dla innych będzie stanowiła ona zaś antywojenny manifest. Bo działania bojowe jej bohater podejmuje w zasadzie w samoobronie. Nie po to, by zdobywać czy zniewalać, ale by zachować wolność swoją i swoich przyjaciół, uniknąć stania się trybem w machinie bezdusznego państwa, w końcu – by zachować życie, na które funkcjonariusze tegoż państwa dybią.
Powieść Resnicka to pochwała walki w słusznej sprawie, toczonej przeciwko skorumpowanemu i zdegenerowanemu systemowi, a jednocześnie o zachowanie własnego człowieczeństwa. Walki podejmowanej na przekór okolicznościom i pomimo wielkiej dysproporcji sił, archetypicznego pojedynku Dawida z Goliatem. W takim starciu trudno odnieść zwycięstwo, ale motywacja do jego osiągnięcia i wiara w nie potrafią przeważyć szalę na korzyść tego, kto zdaje się początkowo stać na straconej pozycji.