Zeus i Dionizos
Chrześcijańskiego Boga szuka również autor w greckim Zeusie, który przecież objawił się jako piorun (od błyskawicy do gorejącego krzewu droga niedaleka), po czym "urodził" syna - Dionizosa. Co ciekawe, syn ten miał przyjaciela, Ampelosa. Gdy stratował go byk, bogowie zamienili go w winny krzew. Orszak Dionizosa zbierał winogrona i w ten sposób Ampelos zmartwychwstawał w postaci trunku. Dionizos, pijąc to wino, jednoczył się w przyjacielem - "To jest kielich krwi mojej...". Mai wyciąga z tego kolejny wniosek na poparcie swojej tezy o pogańskich źródłach chrześcijaństwa. Zwłaszcza, że misteria dionizyjskie obiecywały wieczne zbawienie, szczęście i wybawienie z ziemskich cierpień.
Chrystusa widzi zresztą nie tylko w Dionizosie, ale i w Orfeuszu. Zstąpił wszak do piekieł po Eurydykę, a bogowie tak się wzruszyli śpiewem, że przywrócili ją do życia. Kimże innym jest Jezus, jeśli nie Orfeuszem, który wyprowadził oblubienicę - ludzkość - z głębi mroków?