Trwa ładowanie...
recenzja
14-11-2012 20:34

Podróż dookoła samego siebie

Podróż dookoła samego siebieŹródło: "__wlasne
d2nd5o2
d2nd5o2

Dla Ceesa Nootebooma nadrzędnym celem podróży nie wydaje się być poznawanie świata. Motywem poruszającym do wyjazdu jest najczęściej sztuka: powieści Manna , Joyce’a , książka o pielgrzymowaniu w Japonii, film. Na miejscu na zastaną rzeczywistość nakładany jest filtr z tego, co autor zobaczył na filmie lub przeczytał, realny krajobraz ma być głównie tego potwierdzeniem, konkretne miejsca nie są poznawane same w sobie. Tak zresztą zachowuje się pewnie większość podróżników i turystów: już przed wyjazdem dysponują oni zaczerpniętą z przewodników wiedzą o tym, jakie zabytki i atrakcje można zastać u celu podróży, a rzeczywistość, do której się wybierają, ma za zadanie jedynie dorosnąć do wykreowanych w ten sposób wyobrażeń.

Teksty z Hotelu nomadówidą jednak dalej, cechuje je trudne do wytłumaczenia poczucie oddzielenia od rzeczywistości przy jednoczesnej koncentracji na fizycznych szczegółach. Tę koncentrację szczególnie widać w początkowym eseju W oku cyklonu: Nooteboom wspomina liczne hotele, w których mieszkał, wybiera z nich pasujące mu elementy i tworzy z nich hotel idealny, wymarzony. Dociekliwe opisy najdrobniejszych szczegółów tych miejsc, na istocie których zwykle nikt się nie skupia – hotel bowiem ma to do siebie, że nie powinien mieć istoty ani charakteru, gdyż jego jedynym zadaniem jest milczące służenie stale zmieniającym się gościom – mają w sobie coś maniakalnego, a ich lektura nie jest – szczerze mówiąc – ciekawym zajęciem. Przy tym nie jest tak, że autor pragnie oddać sprawiedliwość tym niedocenianym miejscom, postawić na pierwszym planie to, co dotychczas miało być tylko tłem dla gości i ich ważnych spraw. Na pierwszy plan Nooteboom stawia – jak i we wszystkich innych tekstach – samego siebie, a ów
idealny hotel ma być spełnieniem jego marzenia. I w tym tkwi sedno sprawy: opisując świat, Nooteboom tak naprawdę wciąż i wciąż wraca do siebie samego. Wszystkie detale zdają się opowiadać o nim samym, wszystko zdaje się komunikować właśnie z nim, natura i budowle wysyłają tajemne sygnały właśnie jemu.

Przez to Hotel nomadówjest nasycony samotnością i egotyzmem, mimo iż na pozór opowiada o miejscach, zabytkach, ludziach, a spektrum opisywanych miejsc sugeruje wielką otwartość autora na świat. Szczególnie ludzie nie cechują się u Nootebooma wyraźną obecnością, zmarli są o wiele bardziej krwiści niż żywi. Nakładające się na siebie liczne warstwy tych, którzy odeszli, są wręcz fizycznie wyczuwalne: tysiące podróżnych, którzy nocowali w tym samym pokoju, wsiadali na tym samym dworcu do pociągu, patrzyli na ten sam obraz w muzeum nieistniejącymi już oczami. W Andaluzji muzułmańska przeszłość przemawia głośniej niż teraźniejszość, która stara się wyprzeć siedemsetletni okres wspólnego bytowania Arabów i chrześcijan, bojąc się arabskich imigrantów z Maghrebu. Z pałacu w Aranjuez autor wymyka się z trwożliwym przekonaniem o własnej małości, mając wrażenie, że jego obecność w królewskich pokojach, wciąż wypełniona duchami ich byłych mieszkańców, jest nieuprawniona. Tymczasem w teraźniejszości panuje
samotność: w wyśnionym hotelu Nooteboom jest zawsze sam, nie potrafi sobie wyobrazić istnienia w nim innych gości. Podróż do innego kraju rodzi zaskakujące spostrzeżenie – obcy język wywraca pewien system do góry nogami, nagle to, co miałoby służyć porozumieniu z drugim człowiekiem, staje się tego przeciwieństwem, budując barierę między mną a bliźnim.

Po części lektura Hotelu nomadówjest dużą przyjemnością. Drążenie rzeczywistości skutkuje powstaniem mocnych, sugestywnych opisów Irlandii i Andaluzji, świeże spojrzenie autora zwraca naszą uwagę na zjawiska zabawne i zadziwiające: podróż do innego kraju jest wyzwaniem dla twojej wewnętrznej geografii, nagle państwa, które były gdzieś daleko, stają się twoimi sąsiadami. Prognoza pogody wyodrębnia Hiszpanię od reszty świata, wszystko inne staje się nieważne. Hiszpanii i wieloletniej relacji z tym krajem Nooteboom poświęca szczególnie dużo uwagi, porównując ją ze swoją ojczyzną – Holandią: chłodna północ kontra ciemne południe, żywiołowość Hiszpanów nie do wyobrażenia w wykonaniu Holendrów. Część tekstów jednak nie powinna się według mnie znaleźć w wersji książkowej – powinny one pozostać przy swoim pierwotnym przeznaczeniu artykułów do prasy lub zostać włączone do książki w okrojonej wersji. Te – głównie hiszpańskie – impresje składają się z gazetowych szczegółów i szczególików, którymi trudno się
zaciekawić. Jakieś przesunięcia polityczne, szeregi nieznanych nazwisk. Czasami z okruchów rzeczywistości wyłania się szersza analiza: na przykład wtedy, gdy autor chce kupić bilet zniżkowy do muzeum, ale zniżki dla seniorów są dostępne tylko dla seniorów hiszpańskich, zdarzenie to daje impuls do analizy postawy Hiszpanii w całej Unii. Poza tym jednak trzeba brnąć przez opisy tak nasączone doraźną publicystyką, że nasuwa się pytanie o sens zamieszczenia takiego tekstu w książce. Do tego to natrętne skupienie na samym sobie, kręcenie się w kółko wokół samego siebie. Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja… Ten cytat z Dzienników Gombrowicza mógłby służyć Hotelowi nomadówza motto, postać autora przysłania tu większość zewnętrznego świata, nieważne, czy pisze on akurat o Japonii czy o Hiszpanii. Pytanie tylko, czy czytający ma ochotę na zapoznanie
się z tak drobiazgowym zapisem obsesji Ceesa Nootebooma.

d2nd5o2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2nd5o2