Czy dzisiaj, kiedy tysiące linii lotniczych oferują szybki transport do wszystkich lub niemal wszystkich krajów świata, biura podróży dokładają do swych propozycji coraz to nowe (brr, cóż to za wyraz!) „destynacje”, a człowiek dysponujący skromniejszymi funduszami może obejrzeć dowolne miejsce na kuli ziemskiej, przenosząc się co najwyżej od komputera przed ekran telewizora, ma jeszcze sens tworzenie literatury podróżniczej? Jej niesłabnąca popularność zdaje się wskazywać, że jednak tak. Co więcej, systematycznie pojawiają się publikacje dowodzące, że wcale nie potrzeba jakiejś szalonej egzotyki, by zobaczyć i przeżyć coś ciekawego.
Do tej kategorii należy Dunaj Nicka Thorpe’a, korespondenta BBC, który ponad połowę swego życia (obecnie liczy sobie 54 lata) spędził w Europie Środkowej, na stałe mieszkając w Budapeszcie. Jego licząca blisko 300 stron (bez bibliografii i indeksu) opowieść to zapis podróży, jaką odbył przed trzema laty, poruszając się szlakiem cokolwiek nietypowym – nie z biegiem rzeki, lecz od jej ujścia do źródeł.
Ta jedna z największych rzek Europy u świtu naszej epoki była po części północną granicą imperium rzymskiego; gdy Thorpe zaczynał swoją dziennikarską karierę, łączyła dwa światy: zamożny, wolny Zachód i odgrodzony od niego jeśli nie prawdziwym, to wyobrażonym murem i drutem kolczastym teren bloku wschodniego; dziś w swej drodze do Morza Czarnego przepływa przez terytoria 6 państw, a dla dalszych 4 stanowi mniejszy lub większy fragment ich granicy. Bez względu na przydział administracyjny i na to, jakim językiem mówią osiedleni nad nią ludzie, jest dla nich nieodzownym elementem ich życia, czasem też jedynym źródłem zarobku. Thorpe w swej podróży, odbywanej to pieszo, to rowerem, autem, pociągiem lub statkiem, najwięcej uwagi poświęca im właśnie. Towarzyszy ich codziennym zajęciom, czy to będzie połów ryb, hodowla owiec, uprawa papryki, obsługa promu czy patrolowanie rezerwatu; kosztuje miejscowych potraw; wysłuchuje ich historii, niejednokrotnie zawierających wspomnienia o czasach najbardziej przykrych i
dramatycznych – gdy życie nad rzeką biegło w cieniu komunistycznych dyktatur, gdy nagle stała się ona barierą dzielącą dwa narody dyszące wzajemną nienawiścią, choć jeszcze rok czy dwa wcześniej była tylko zwykłym szczegółem rzeźby terenu…W tę typowo podróżniczą narrację, złożoną z rozmów z tubylcami i zapisu własnych obserwacji, wplata jeszcze i trzecią nić, bardziej pokrewną esejowi historycznemu, przypominając dzieje odwiedzanych ziem od czasów antycznych aż po najnowsze.
Tak dużej liczby szczegółów nie da się od pierwszego czytania zapamiętać, ale pozostają hasła i obrazy: „klęczący dąb” strzegący mieszkańców Karaormanu przed ponownym najazdem Turków, „dekret dyskotekowy” regulujący proporcje granej muzyki, gabaryty jesiotrów poławianych przez naddunajskich rybaków, dziwne twarze figurek pozostałych po neolitycznej kulturze Vinča, urzekające pejzaże moczarów w parku krajobrazowym Kopački Rit, wilk w herbie Pasawy (Passau) położonej na terenach, gdzie od półtora stulecia nie ma już ani jednego wilka…
Czarno-białe fotografie ilustrujące tę opowieść dodają jej szczególnego klimatu, jeszcze bardziej zwiększając jej podobieństwo do dawnej literatury podróżniczej, drukowanej na zwykłym papierze i zdobionej zdjęciami, których kolory można sobie było tylko wyobrażać – a przecież pochłanianej niemal z zapartym tchem. I tak się też czyta Dunaj, choć jego autor nie przeżywa (wyjąwszy jeden wypadek rowerowy) żadnych mrożących krew w żyłach przygód, nie błądzi po dzikich terenach pełnych niebezpiecznych zwierząt i nieprzyjaźnie nastawionych tubylców; jak się okazuje, poznawanie Europy może być doprawdy pasjonujące!