Kto lubi czytać kryminały, ten poznał stosującego czasem niecodzienne metody śledcze komisarza Zygmunta Maciejewskiego jeszcze w 2007 roku, kiedy ukazało się * Morderstwo pod cenzurą. *Haitito już szósta powieść z tym bohaterem, równie soczysta jak poprzednie.
Komisarz ma twardy orzech do zgryzienia: podczas otwarcia „Sezonu Wyścigów Konnych” w lipcu 1938 roku w stajni zostaje znaleziony trup z roztrzaskaną czaszką. Wszystko wskazuje na to, że winna jest Haiti, klacz należąca do księcia Czetwertyńskiego: ona na jednej z podków ma ślad krwi, a denat ma na twarzy – albo raczej na tym, co z niej pozostało – ślad podkowy. Maciejewski i pracujący z nim wywiadowcy podejmują rutynowe i mniej rutynowe działania, by wyjaśnić sprawę. Komisarz ma jednak na głowie nie „tylko” morderstwo: oto „rozpruto kasę ogniotrwałą” senatora i właściciela Browaru Vetter, Tadeusza Karszo-Siedleckiego i ten życzy sobie, by Maciejewski zajął się kradzieżą. Rzecz wydaje się beznadziejna, bo kasa rzeczywiście jest ogniotrwała, ale nie pancerna, więc rozpruć mógł ją właściwie każdy. Zresztą co to za wyzwanie dla doświadczonego policjanta! Sprawy przybierają jednak zaskakujący obrót...
Akcja utworu toczy się nie tylko w przedwojennym, ale i w powojennym Lublinie. Nazwa kryminał retro, jaka przylgnęła do „detektywnych powieści” Wrońskiego nie jest jednak w tym wypadku nieuzasadniona: akcja zasadniczo toczy się w przedwojennym Lublinie, natomiast część powojenna, choć pełni bardzo ważną funkcję, została ograniczona do niezbędnego minimum. Rozdziały zaczynają się informacjami z czasopism z 1938 roku, ukazującymi z jednej strony wyraźnie, że dzieje się coś bardzo złego w polityce, że świat zmierza ku jakiejś katastrofie (co oczywiście łatwo dostrzec współczesnemu odbiorcy) – z drugiej zaś pokazującymi codzienność miast i wsi: świat, którego już nie ma, który owa katastrofa zmiotła z powierzchni ziemi. Powojenne losy bohaterów w stalinowskim imperium – w tym losy Haiti – stanowią gorzki komentarz do tego, co zdarzyło się pomiędzy 1938 a 1951 rokiem. A przecież i przedwojennej Polski nie ukazuje Wroński w różowych barwach: bieda, intrygi, przemoc, dyktatura majętnych i utytułowanych są na
porządku dziennym. To wszystko jednak niknie przy tym, co stało się z Polską, co stało się z Polakami po 1945, kiedy oddano nas pod władzę ZSRR, a czego wymownymi dowodami są powojenne dzieje Maciejewskiego i Haiti.
Wroński znów zaoferował swoim czytelnikom dobrą, interesującą książkę, ze sprawnie poprowadzoną akcją. Można by co prawda jeszcze nieco oszlifować język i, zwłaszcza, dialogi. Sylwetki niektórych bohaterów są nieco przerysowane, czasem prawie groteskowe: to praktycznie gotowe szablony panny lekkich obyczajów, gospodyni, byłego żołnierza, artystokraty czy policjanta z problemami rodzinnymi i alkoholowymi. W przypadku policjantów można nawet odnieść wrażenie, że bezustannie piją, womitują, mają kaca, odwiedzają domy publiczne, znów piją, znów womitują i tak w kółko. Pracują zaś, choć efektywnie, w międzyczasie. To zresztą dość charakterystyczne dla polskiego kryminału retro (i bywa już nużące), podobnie jak ukazywanie miasta od możliwe najciemniejszej strony, co jest niewątpliwym spadkiem po czarnym kryminale.
Jeśli ktoś lubi kryminały, w tym polskie – powinien książkę Wrońskiego przeczytać. Dobrze skonstruowana zagadka, niesztampowe rozwiązania, przemyślana fabuła: przyjemność z lektury gwarantowana.