Pomimo iż nie jest to powieść, a nawet na przekór temu, że niektóre teksty zawarte w tej książce były już wcześniej mi znane (wszystkie zostały bowiem opublikowane na łamach miesięcznika „Pani”), wcale nie przeszkodziło mi w jak najbardziej pozytywnym odbiorze tej pozycji. Te krótkie historyjki czyta się tak dobrze chyba dlatego, że autor - Janusz L. Wiśniewski jest przede wszystkim człowiekiem nauki, a dopiero potem pisarzem. Paradoksalnie, mimo naukowej podbudowy, jego utwory są przepełnione emocjami i to nie takimi skalkulowanymi na chłodno, ale najprawdziwszymi i najgorętszymi, pochodzącymi z samej głębi, sterującymi ludzkim życiem. Takie połączenie postrzegania świata zarówno sercem, jak i „szkiełkiem i okiem” należy uznać za bardzo udane. Pomimo swej niewielkiej objętości historie pełne są interesujących informacji i zmuszają do zastanowienia się nad przesłaniem w nich zawartym. Opowiadane historie są napisane zwięzłym językiem, co wcale nie umniejsza ich mocy oddziaływania. Autor dotyka spraw
trudnych, takich jak molestowanie seksualne, zdrada (nie tylko małżeńska), porzucenie dziecka, chęć zachowania na zawsze młodego wyglądu na skutek ulegania presji otoczenia i panującemu kultowi młodości za wszelką cenę czy wyrzuty sumienia po spowodowaniu wypadku samochodowego. Są też historie optymistyczne, ale zaskakujące, więc o nich pisać nie będę, by nie zdradzać zamierzeń i pomysłów autora tym, przed którymi jeszcze lektura tej pozycji.
Autor potrafi w krótkich słowach zawrzeć nieraz całe ludzkie życie, z całą paletą jego barw, potrafi za pomocą prostych środków wyrazu trafić w sedno i przemówić do czytelnika. Wszystkie historie są w każdym calu przemyślane, widać w nich pomysł mający na celu zaskoczenie czytających, skłonienie ich do przemyśleń. To takie życie w miniaturze – doskonale sportretowane i spuentowane w każdym calu. Trójwymiarowe, wciągające, wzruszające i prawdziwe. Każda z ponad dwudziestu zawartych w zbiorze historii mogłaby swobodnie posłużyć za materiał na osobną powieść.