„Galaktus jest uniwersalną stałą. Musi być na krańcu każdego wszechświata. A z powodu tego świata wszechświaty umierają zbyt wcześnie. Więc odłączymy nasz wszechświat, zabijając ten świat”.
Powyższa kwestia wypowiadana przez jednego z bohaterów komiksu „New Avengers: Wszystko umiera” obrazuje, z jakim rodzajem historii mamy tu do czynienia. Jonathan Hickman (scenariusz) skupił się na przedstawieniu złożonych relacji panujących w multiwersum, praw rządzących istnieniem i niszczeniem poszczególnych wszechświatów. „Wszystko umiera” to bardzo przegadany i trudny w odbiorze komiks, który nie gwarantuje przyjemnej rozrywki marvelowym nowicjuszom. A i doświadczeni pożeracze historii tego wydawnictwa muszą się liczyć z tym, że pierwszy tom zawierający zeszyty 1-6 New Avengers (Marvel NOW) to zaledwie wprowadzenie.
„Wszystko umiera” skupia się na Illuminati, czyli tajnej grupie superbohaterów, którzy lata temu mianowali się na obrońców Ziemi. Co więcej, uznali, że tylko oni są w stanie ponieść odpowiedzialność za podjęte decyzje, mogące odmienić losy całego wszechświata. W skład grupy wchodzą: Reed Richards, Charles Xavier, Tony Stark, Stephen Strange, Captain America, Namor i Black Bolt. Potajemne kierowanie światem nie przypadło do gustu T'Challi/Black Panther, który w ostatnim momencie odszedł od stołu obrad.
Mimo to to właśnie T'Challa zwołuje Illuminati, gdy w jego ojczystej Wakandzie dochodzi do spotkania z tajemniczymi przybyszami. Jak się wkrótce okaże, grupa humanoidów ma za zadanie zniszczyć świat i nie cofnie się przed niczym w realizacji narzuconego planu. Black Panther stawia im czoła i udaje mu się pochwycić kobietę, znaną później jako Black Swan. T'Challa, nie mając innego wyjścia, zwraca się do Illuminati o pomoc w podjęciu decyzji, które mają zaważyć o dalszym losie ich świata.
Czytelnicy znający wcześniejsze dokonania Jonathana Hickmana wiedzą, że po „Wszystko umiera” nie należy się spodziewać wartkiej akcji, luźnych dialogów i, przede wszystkim, szybkiego zakończenia. Pierwsze sześć zeszytów New Avengers, wydanych w ramach Marvel NOW, to komiksy bardzo ważne z punktu widzenia całego multiwersum, a przy tym niełatwe w odbiorze i trudne do polecenia komuś, kto nie śledzi na bieżąco poszczególnych serii. Mamy tu bowiem całą masę odniesień do minionych zdarzeń i tłumaczenie prawd o niszczeniu wszechświatów. Czytelnik jest od razu rzucany na głęboką wodę i nie ma czasu na złapanie oddechu. Momentami miałem wrażenie, że Hickman spieszy się z upchnięciem jak największej dawki informacji, niezbędnych do rozwinięcia historii w późniejszych zeszytach.
Ma to swoje zalety, bo „Wszystko umiera” odkrywa nieznane dotąd kulisy multiwersum. Z drugiej strony, ten „informacyjny pośpiech” wpłynął na spłycenie niektórych dramatycznych scen. Kilka razy złapałem się na tym, że nie czułem ciężaru wydarzeń, które teoretycznie powinny na czytelniku zrobić ogromne wrażenie, wzruszyć etc. I nie jest to wina Steve'a Eptinga (rysunki), który odnajduje się zarówno w statycznych ujęciach dialogu (a takich tutaj nie brakuje), jak i dynamicznych, całostronicowych scenach walki.
Po „New Avengers: Wszystko umiera” powinien sięgnąć czytelnik, który całkiem dobrze orientuje się (chociażby) w świecie Avengers i jest gotowy na długą, momentami przegadaną przejażdżkę w towarzystwie pana Hickmana. Jednocześnie jest to lektura obowiązkowa przed zapoznaniem się z „Secret Wars” - aktualnie najważniejszym crossoverem Marvela, który ukazuje się od maja.