Miało być o podatkach, ale Terry Pratchett postanowił tym razem rzucić Moista von Lipwiga (który zrestrukturyzował już pocztę, bank i mennicę Ankh-Morpork) na odcinek kolejnictwa. W największym mieście Dysku pojawia się bowiem prosty chłopak z prowincji, Dick Simnel, który za pomocą takich prozaicznych narzędzi jak suwak logarytmiczny, sinus, cosinus, a nawet tangens, dokonał rzeczy pozornie niemożliwej - okiełznał parę. Zmusił ją, by napędzała Żelazną Belkę, pierwszą lokomotywę w uniwersum, zwiastun nowej epoki. Dick potrzebuje teraz tylko inwestora, a ma sporo szczęścia, bo znany czytelnikom cyklu Harry Król, miejski potentat w dziedzinie utylizacji odpadów, jest już tak obrzydliwie bogaty, że zapragnął bardziej prestiżowego zajęcia, o którym jego żona mogłaby bez wstydu rozprawiać w towarzystwie. Harry, podobnie jak Moist, potrafi rozpoznać okazję. I nie pożałuje funduszy, by puścić parę w ruch. Dodatkowo Patrycjuszowi znudziły się wielodniowe podróże powozem po dziurawych górskich traktach, niezbędne dla
prowadzenia polityki zagranicznej i utrzymywania delikatnej równowagi, wprowadzonej Traktatem z Doliny Koom. Tak więc miasto popiera nową technologię.
W kolejnej odsłonie jednego z najsłynniejszych cykli fantasy mamy jednak - poza nowym wynalazkiem - do czynienia przede wszystkim z kontynuacją wielu wątków i motywów zapoczątkowanych w poprzednich powieściach. Powraca problem gragów, krasnoludów z bardzo restrykcyjnym podejściem do gatunkowych tradycji. Nie chcą zaakceptować nowego porządku, w którym nawet gobliny mają być im jakoby równe, i posuną się do wykorzystania bardzo radykalnych środków, by przywrócić ukochane status quo. A każda akcja - w sposób nieunikniony - wywołuje reakcję.
Gobliny całkiem nieźle asymilują się w mieście i okazują znakomitymi pracownikami, posiadającymi wiele zaskakujących zdolności. Mamy też okazję dowiedzieć się nieco więcej o Quirmie i kopalniach tłuszczu w Smaltzbergu, podobno inspirowanych doświadczeniami Pratchetta z pobytu w Polsce, a konkretnie spożyciem pierogów z dużą ilością skwarek. Oprócz tego Moist von Lipwig jest w swoim żywiole, stale balansując na krawędzi, a czasami na dachu pociągu, i dokonując cudów, by doprowadzić tory postępu w miejsca rzekomo niedostępne. Ma dobrą motywację, gdyż stawką jest, jak zwykle, jego życie. Które podobno bez ryzyka nie jest warte przeżywania. Postawiony w podbramkowej sytuacji, dawny oszust odkrywa, że nie trzeba być odważnym, by walczyć jak szaleniec. Jego postawa wobec międzygatunkowego konfliktu budzi w końcu szacunek nawet komendanta Vimesa, którego trudno zaliczyć do wielkich fanów Moista, mówiąc bardzo łagodnie.
Każdy więc znajdzie w Parze w ruch coś dla siebie - nowe technologie i ich wpływ na społeczeństwo, polityczne przełomy, emancypację krasnoludek i kształtowanie norm współistnienia w wielogatunkowym społeczeństwie. A przy całej powadze poruszanych zagadnień nie brakuje miejsca na humor - może tylko nieco bardziej gorzki niż zazwyczaj. Wszystko to sprawia, że Para w ruch jest lekturą więcej niż dobrą, na pewno lepszą od - nie najgorszego przecież w cyklu, przynajmniej w mojej ocenie - * Niucha*.