Leonardo Sciascia to pisarz polskiemu czytelnikowi już znany. Na rynku wydawniczym na przestrzeni lat pojawiło się kilka przetłumaczonych tytułów zmarłego w 1989 roku, a urodzonego i żyjącego na Sycylii pisarza. Wystarczy wspomnieć Każdemu, co mu się należy od mafii i już wiadomo, o co chodzi. To oczywiście uproszczenie, ale nie jest chyba przypadkiem, że obok nazwiska Sciascia pojawiają się zwykle słowa: Sycylia, mafia, polityka. Znajdujemy przy tym różnego rodzaju próby nazwania zjawiska. Mówi się na przykład o analizie sfery publicznej ubranej w kostium thrillera. Wydawnictwo W.A.B. zdecydowało się właśnie wydać powieść Kontekst, która rozszerzając w jakiś sposób spojrzenie na twórczość Sciascii, wykorzystując we właściwym dla siebie stylu pojemny gatunek kryminału. Bo choć Kontekst można przeczytać znów jako analizę powikłań typowych dla Sycylii, jest on zdecydowanie czymś więcej. To metarefleksja nad gatunkiem stająca się narzędziem refleksji na temat drugiej strony sprawiedliwości.
Sciascia w nocie od autora stwierdza, że powodem napisania powieści była historia z kroniki kryminalnejkryminalnej, którą usłyszał. Miała być rozrywka. Miał być kryminał. Ale okazało się, że kryminału napisać się nie da. I zdecydował o tym kontekst, w którym trzeba było ową historię osadzić. Odwracając to rozumowanie, stwierdzić można (także za autorem), że miał być konwencjonalny kryminał osnuty na kanwie poważnej historii, a wyszła parodia kwestionująca możliwość wywiązania się z owego poważnego zadania - pokazująca, że najpierw wskazać należy problemy dużo ważniejsze. Wyszło więc coś, czemu trzeba było nadać podtytuł Parodia. Coś, co pozostaje pomiędzy dwoma biegunami. Bo ani to dosadne i jednoznaczne nazwanie problemu i wskazanie winnych, ani zwyczajna zabawa konwencją kryminału. Owo „ani ani” można zaś chyba poczytać książce Sciascii jako zaletę. Nie jest to kolejny kryminał, w którym jak po nitce do kłębka, zdążamy do rozwikłania zagadki. Inspektor Rogas natrafia co chwilę na problemy i analizuje każdy
szczegół, każdą możliwość. Niby porusza się, ale ostatecznie pozostaje wciąż w tym samym miejscu. Strategia Sciascii jest taka, że zarzuca on czytelnika możliwościami, wariantami, pokazując, że ostatecznie wszystko to kwestia wyboru i decyzji, nawet w śledztwie, zakładającym istnienie sprawiedliwości. Jak tu więc dochodzić prawdy? Jak tu pisać kryminał? Wątpiąc w kryminał, powieść Sciascii wątpi też (uwaga: paradoks) w sprawiedliwość wymiaru sprawiedliwości, który rzadko jest w stanie sprawdzić wszystko i wydać jedyny niepodważalny wyrok. Tu dochodzimy zaś do głównego wątku powieści, o którym wypadałoby przyszłemu jej czytelnikowi co nieco opowiedzieć.
Giną prokuratorzy i sędziowie. Początkowo nie bardzo wiadomo jednak, co te sprawy łączy. Ale skoro giną przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, możliwości jest sporo. Zanim zresztą zostaje zamordowany drugi (a potem następni), sprawdzić zdążymy wraz z wysłanym na pierwszą linię ognia inspektorem Rogasem, kilka pierwszych możliwości. Otóż prokurator Varga prowadził właśnie sprawę niejakiego Reisa i z tego powodu podejrzanych jest przynajmniej kilku. Ktoś działający z polecenia wspomnianego Reisa? A może przeciwnie, jakiś jego wróg chcący go jeszcze bardziej obciążyć? Ani jedna, ani druga możliwość nie wydaje się mniej prawdopodobna. Sprawę komplikuje fakt, że jak już zostało powiedziane, giną następni i krąg możliwości się zwiększa, zwielokrotniają się drogi, którymi może pójść śledztwo. Na przekór temu wszystkiemu wspomniany inspektor Rogas chwyta się zaś jednej możliwości. Kiedyś niesłusznie (wszystko na to wskazuje) skazany został mężczyzna, który według sądów kilku instancji, próbował otruć żonę.
Wątpliwa wersja nie pozostawiła wątpliwości sądowi, który według domniemań Rogasa stworzył w ten sposób „mściciela” chcącego teraz po odsiedzeniu kary zemścić się na tych, którzy w imię sprawiedliwości postąpili niesprawiedliwie.
Na temat owej sprawiedliwości inspektor Rogas przeprowadzi po drodze rozmowę z jednym z wysoko postawionych sędziów. Dowie się, że wyrok sądu jest sprawiedliwy nie zawsze dlatego, że odkrywa i uzasadnia prawdę, ale czasem właśnie dlatego tylko, że jest wyrokiem sądu, który nie może pozwolić sobie na podważalność czy niepewność. Muszą więc być ofiary słusznie niesłusznie osadzone w więzieniach. I dlatego Rogas podążający wspomnianym tropem stanie się niewygodny dla tych, którym podlega. Będzie naciskany, będą mu sugerować innych winnych, inne możliwości rozwiązania sprawy. Prowadząc śledztwo w imię sprawiedliwości zacznie walczyć przeciw niej. I w pewnym momencie zauważy, że zaczyna mu zależeć na tym, by podejrzanemu (będącemu po trosze w tym momencie jego alter ego) się udało. Nie do końca świadomie stanie więc po jego stronie, bo poczuje, że sprawiedliwiej będzie, gdy sprawiedliwość zostanie wykiwana. Co z tego wyniknie? Oczywiście to, co zawsze. Sprawiedliwość zatriumfuje.