Pisanie jest jak rysowanie ślimaka kredą na chodniku...Wywiad z Olgą Rudnicką, autorką bestsellerowych komedii kryminalnych
"Łatwiej jest mi znaleźć wspólny język z trzydziestolatkami niż z moimi rówieśnikami. Myślę, że jestem po prostu bardzo starym człowiekiem, tylko świetnie się kamufluję!" - Olga Rudnicka
*(img|93855|right) Olga Rudnicka* ma 22 lata i na koncie 4 wydane książki. Zadebiutowała pod koniec 2008 roku powieścią kryminalną Martwe jezioro . Pół roku później do księgarń trafiła kontynuacja bestsellerowego debiutu, pod tytułem Czy ten rudy kot to pies? . Czarna komedia Zacisze 13 potwierdziła jej talent pisarski i zapewniła rzeszę wiernych czytelników. W kwietniu tego roku na księgarskie półki trafił dalszy ciąg zwariowanych przygód przyjaciółek z ulicy Zacisze - Zacisze 13. Powrót . Autorka mieszka w Śremie, studiuje pedagogikę w Poznaniu, pracuje w ośrodku pomocy społecznej. Kocha czarną muzykę, taniec i jazdę konną.
Jest Pani bardzo młodą autorką, a już wydała Pani 4 książki. Jak to się stało, że zaczęła Pani pisać?
Nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy chwyciłam długopis, wzięłam kartkę do ręki i z pełną świadomością tego co robię powiedziałam: teraz napiszę książkę. To działo się etapami - jeden przechodził w drugi w sposób niemal niezauważalny. Jako dziecko miałam wyjątkowo bujną wyobraźnię. Podbierałam mamie pudełka z kuchni - po herbacie, zapałkach, cukierkach, ciastkach, kawie - nie czekając, aż zostaną opróżnione. Tworzyłam z nich swój mały świat, zamknięty w specjalnie przeznaczonej do tego szafie, wraz z figurkami żołnierzyków, zwierzątek, samochodzików. Każdy, kto tam zajrzał, widział potworny bałagan, a ja inny, wymyślony świat. Jako nastolatka (szafka odeszła do lamusa), w wieku 12-13 lat, zaczęłam spisywać sny. W tej chwili nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale wtedy wydawało mi się to właściwe, konieczne i absolutnie niezbędne. Stopniowo zaczęły powstawać opowiadania, luźne historyjki, nie powiązane z niczym i z nikim dialogi. „Martwe jezioro” było moją pierwszą powieścią, chociaż wtedy tak o nim nie
myślałam. Przez myśl mi nie przeszło, że napisałam powieść, że mogłabym ją komuś pokazać, że mogłabym ją wydać. Pisanie do tego stopnia było tylko moje, że nie dzieliłam się nim z nikim.
Wysłanie książki było właściwie impulsem. Przechodziłam ospę i siedziałam w domu. Byłam znudzona, zmęczona, zniesmaczona, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, pisanie zupełnie mi nie szło, nie miałam nic do czytania. Wtedy sięgnęłam po „Martwe jezioro”. Przeczytałam je kilkakrotnie i pomyślałam: Dlaczego nie? Usiadłam więc do komputera i zaczęłam szukać wydawcy. Wysłałam tekst i czekałam… Aż tu nagle odpowiedź od Prószyński i S-ka: wydawnictwo uprzejmie informuje, że jest na tak.
Dalej, co tu dużo mówić? 30 października 2008 roku zostało wydane „Martwe Jezioro”. Oczywiście, uwierzyłam w to dopiero, kiedy zobaczyłam okładkę książki. Rozmowy, podpisywanie umowy - to wszystko było tak niewiarygodne!
Od tej pory zaczęłam pisać regularnie. Nie od czasu do czasu lub kiedy miałam ochotę - narzuciłam sobie dyscyplinę. Czasami jestem zła, że piszę i piszę, a tu końca nie widać… Ale kiedy książka jest ukończona i wysłana, oddycham z ulgą i... tydzień później siedzę już przy laptopie i pracuję.
Opisuje Pani w swoich książkach perypetie trzydziestolatków. Dlaczego nie pisze Pani o swoim pokoleniu?
Piszę powieści kryminalne. Siłą rzeczy muszą to być osoby starsze, które mają pewne doświadczenie życiowe, już ugruntowane życie zawodowe i prywatne. Kiedy tworzę postać detektywa czy policjanta nie może on mieć 17 lat. Kiedy moje bohaterki zamurowują zwłoki w piwnicy, nie mogą się jednocześnie zastawiać, jak je ukryć przed rodzicami. Nie wykluczam, że w przyszłości napiszę powieść, w której głównymi bohaterami będą osoby młodsze. Ale jeszcze nie teraz. Może gdybym zmieniła formę, wybrała na przykład na romans albo powieść obyczajową? Jestem jednak pewna, że w pewnym momencie i tak wymyśliłabym spisek, zbrodnię albo ponurą tajemnicę, która zamieniłaby całość w kryminał.
Na wybór moich bohaterów wpływ ma jednak nie tylko gatunek literacki , ale także to, że spędzam dużo czasu w towarzystwie starszych osób. Nie chodzi tu tylko o pracę, gdzie, jako opiekunka społeczna, mam do czynienia z osobami w podeszłym wieku, niepełnosprawnymi czy chorymi. Łatwiej jest mi znaleźć wspólny język z trzydziestolatkami niż z moimi rówieśnikami. Myślę, że jestem po prostu bardzo starym człowiekiem, tylko świetnie się kamufluję!
Czy bohaterowie Pani książek mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości?
Nie, nie mają. I zaznaczam, że choćby nie wiem jak mnie to kusiło, nigdy nie umieszczę realnej osoby w powieści. Wyposażam moich bohaterów w pewne cechy charakteru, osobowości, poglądy, ale są oni przeze mnie stwarzani od początku do końca. Ostatnio słuchałam wywiadu z panią Joanną Chmielewską w TVN. Mówiła, że jej czytelnicy tak bardzo pragną, żeby jej bohaterowie byli osobami realnymi, że aż boi się zaprzeczać… W moim przypadku jest odwrotnie. Zaprzeczam, ile mogę. Chociaż muszę przyznać, że czasami rodzi to dość zabawne sytuacje.
Skąd czerpie Pani inspiracje?
Najprościej rzecz ujmując - z głowy. Kiedy wpadam na pomysł powieści, to pojawia się on nagle, znikąd. Na początku jest to tylko myśl. Co by było, gdyby…. I ona stopniowo zaczyna się rozwijać. To tak jakby rysować ślimaka kredą na chodniku. Przynajmniej tak to wygląda na początku, kiedy mam pomysł na bohatera, na intrygę kryminalną. W chwili, gdy powstają kolejne postacie, kolejne perypetie, ślimak zamienia się w labirynt, mutuje. Pomysł początkowy zmienia się, ewoluuje do tego stopnia, że niekiedy to, co miałam na początku, a to, co zostaje jako wersja ostateczna, to dwie różne rzeczy. Mam zwyczaj zapisywania myśli i pomysłów do danej powieści w formie konspektu. W moim przypadku konspekt to nazwa górnolotna. W gruncie rzeczy jest to jeden wielki bałagan. Kilka wersji tego samego zdarzenia. Niczego nie kasuję, bo może mi się przydać. Gdyby przeczytał to ktoś obcy, rwałby sobie włosy z głowy w daremnej próbie zrozumienia ciągu logicznego. Jak zwykle odbiegam od tematu, ale nie potrafię wskazać źródła
inspiracji. W głowie kumuluje mi się wszystko co zobaczę, usłyszę, przeczytam… Nigdy nie wiem, co za chwilę powstanie.
Ulubieni autorzy...?
Staram się czytać dużo bardzo różnych rzeczy. Nie sięgam po tzw. modne książki. Czytam to, co lubię. Czasami mam ochotę na horror, innym razem na komedię. Normalne dla mnie jest czytanie kilku książek jednocześnie. Właśnie skończyłam najnowszą powieść jednej z moich ulubionych autorek thrillerów kobiecych Tess Geritsen pod tytułem „Nosiciel”. Lubię też książki Alex Kavy i cykl Nory Roberts, napisany pod pseudonimem J.D. Robb. Mam sporą kolekcję książek Deavera, lubię też Michaela Connelly'ego. Dreszczyk emocji wywołują u mnie powieści Harlana Cobena i Stephena Kinga, niekwestionowanego mistrza horroru. Lubię tak samo „Podpalaczkę”, „Zieloną milę” jak „Rękę mistrza” - bo chociaż powstały w wyobraźni tego samego pisarza, są zupełnie różne. Z ciekawości przeczytałam także powieść jego syna, Joe Hilla - „Pudełko w kształcie serca”. Jest rewelacyjna, ale tak mnie przeraziła, że schowałam ją głęboko pod innymi książkami, tak, by nie widzieć okładki. Ostatnio sięgnęłam po Meg Cabot, która nieodmiennie mnie
rozśmiesza. Z polskich autorów mogę wymienić jedynie Joannę Chmielewską, którą namiętnie czytam i kupuję. Mam małą kolekcję jej książek, którą staram się uzupełniać o starsze wydania, jak „Romans wszechczasów” czy „Całe zdanie nieboszczyka”. To książki absolutnie ponadczasowe, dla osób w każdym wieku. Można powiedzieć, że lubię dobry kryminał, thriller i horror, chociaż przez ten ostatni zdarza mi się spać przy zapalonym świetle. Ostatnio zaczęłam czytać też Jodi Picoult. Zachęcił mnie film „Bez mojej zgody”. Autorka ma niesamowity dar poruszania najgłębszych emocji. Teraz czytam „Zagubioną przeszłość” tej samej autorki.
Czekamy na Pani kolejną książkę. O czym będzie tym razem?
Pomimo dość mrocznych zainteresowań, moja twórczość znacznie odbiega od tego, co czytam. Nie ukrywam, że chętnie stworzyłabym coś poważniejszego i mam nadzieję, że mi się to udało. Najnowsza książka, która ukaże się jesienią, zdecydowanie różni się od poprzednich. Z pewnością brak jej komizmu, który dotąd był dla mnie tak charakterystyczny. To oczywiście kryminał, w którym przeszłość miesza się z teraźniejszością, zmuszając bohaterów, uwikłanych w splot tragicznych zdarzeń, do podejmowania decyzji, które na zawsze odmienią ich życie. Mam nadzieję, że powieść się spodoba. Ostatnio napisałam też kilka bajek. Na razie do szuflady, ale kto wie?