Przyznam, że starożytność nie jest moją domeną, więc o bataliach jakie rozegrały się w tym burzliwym okresie wiem niewiele ponad to, co wyniosłem z lekcji historii. Jako że wiedza o przeszłości może ustrzec nas popełniania pomyłek obecnie i w przyszłości, z dużym zainteresowaniem nadrabiam zaległości czytając pozycje traktujące o zamierzchłych, starożytnych czasach. Kiedy więc ujrzałem książkę Las Teutoburski 9 rok n.e. autorstwa Pawła Rochali, sięgnąłem po nią bez wahania, z nadzieją na przygodę z fascynującą lekturą. Ową nadzieję potęgował fakt, iż książka została wydana w serii Historyczne Bitwy Bellony, którą bardzo lubię – jak się później okazało, nie zawiodłem się. Ponadto autor we wstępie nadmienia, iż Rzymianie i Germanie najsilniej odcisnęli piętno na kształcie dzisiejszego Starego Kontynentu, a ich wpływy trwają po dziś dzień. Jakże więc nie sięgnąć po pozycję traktującą o nacjach, które uczyniły tak wiele dla kształtowania się państwowości, administracji, organizacji wojska i sądownictwa
oraz granic kultur, państw i ustrojów politycznych we współczesnej Europie?
Pierwszą część Lasu Teutoburskiego stanowi wyborne porównanie Rzymian i Germanów – autor wykazuje tutaj swój niebagatelny kunszt operowania słowem, a jego ciekawe spostrzeżenia dają asumpt do interesujących refleksji. Dawni Rzymianie pielęgnowali swoją historię, czuli dumę z dokonań pokoleń, byli wytrwali, kochali swoją ojczyznę i potrafili zapanować nad emocjonalnością i zacietrzewieniem – pozostaje jedynie pozazdrościć, nieprawdaż? Gdy zakładali togę, nabierali powagi, uczucia kryli pod maską skupienia, powściągliwości, zaś słowa dobierali starannie i z najwyższą rozwagą – kolejny powód do zazdrości, kiedy się patrzy na niektórych krzykaczy przedstawiających swoje racje na trybunie sejmowej. Zdaję sobie sprawę, że obecnie trudno w to uwierzyć, ale zazwyczaj istniała zbieżność pomiędzy tym, co mówili, a tym, co robili. Z czasem jednak cechy te zdezaktualizowały się, odeszły do lamusa, część przymiotów została zupełnie zapomniana, reszta przybrała karykaturalne formy. Jednym słowem, cnoty przodków
stały się abstrakcyjnymi frazesami – myślę, że nie tylko ja widzę tutaj kolejne odniesienie do współczesności.
Następne rozdziały przynoszą opis kontaktów militarnych obu nacji – od II wieku p.n.e. i niebezpiecznych działań Teutonów u progu Italii, poprzez słuszne reformy i spektakularne zwycięstwa Gajusza Mariusza, aż do wojaży Juliusza Cezara. Po tym krótkim, acz rzeczowym i bardzo przystępnie napisanym szkicu historycznym, autor zaprasza nas do Rzymu za panowania Oktawiana Augusta, który objął najwyższe stanowisko po ciężkiej, bratobójczej wojnie domowej. Ów ambitny władca postanowił oprzeć granice imperium o Dunaj. Gdy rzeka spłynęła krwią, August przydzielił swym pasierbom ważkie zadania: Tyberiusz miał zająć Panonię, zaś Druzus uczynić to, czego nie zdołał dokonać Juliusz Cezar – podbić Germanię.
Rochala przystępuje więc znów do porównania Rzymian i Germanów, tym razem jednak zestawia organizację sił zbrojnych, bardzo dokładnie przedstawiając strukturę legionów oraz charakteryzując sprzeczności, jakie nagromadziły się w źródłach dotyczących rzymskich formacji. Skrupulatnie opisuje uzbrojenie, kryteria przyjmowania do legionów, zasady rekrutacji oraz etapy szkolenia zdyscyplinowanej i karnej armii. Autor dłużej zatrzymuje się na przy opisach kadry dowódczej – jako że społeczeństwo było wówczas bardzo zhierarchizowane, poszczególnych szczebli w wojsku również była znaczna ilość, stąd bardzo cieszy mnie dokładne opisanie owych zależności. Charakterystyka organizacji i uzbrojenia Germanów zajmuje o wiele mniej miejsca, co jest zrozumiałe z uwagi na fakt, iż nie posiadali oni aż tak rozbudowanych regulaminów, norm życia, czy choćby taktyki. Wojna była nieodłączną częścią ich życia, celem, sprawdzianem i koniecznością zarazem – wszak w jakiś sposób trzeba było zdobywać żywność, a pełniąc koczownicze
życie ciężko jest cokolwiek uprawiać i czekać, aż wyrośnie. Byli potężnymi wojownikami – wzrost 178 cm był dla nich najwyżej średnim, zaś siła dorównywała gabarytom. Jak sam autor zauważa, niewielka ilość informacji o przygotowaniach Germanów do wojny wynika również z ich niechęci do kodyfikowania na piśmie swych zwyczajów, opieranie się na tradycji ustnej jest zaś dość ryzykowne.
Nakreśliwszy wyborny portret przeciwników, Paweł Rochala powraca do gawędy o wydarzeniach, które doprowadziły do tytułowej bitwy. Z pasją opowiada o kolejnych etapach wojny z germańskimi plemionami, z początku toczonej przez Druzusa, a po jego śmierci z powodzeniem kontynuowanej przez brata. Po wielu perypetiach postanowiono z Germanii uczynić prowincję, a zaszczyt ten przypadł niejakiemu Kwintyliuszowi Warusowi. Kronikarze nie przedstawiali go zbyt pozytywnie, więc pozostał on na kartach historii człekiem nieudolnym, niekompetentnym i bezmyślnym. Autor postanowił zweryfikować ów osąd, przedstawiając poszczególne szczeble Warusowej kariery i analizując jego poczynania w Germanii. Trzeba przyznać, że nie miał tam łatwego życia – prości Germanie nijak nie chcieli pojąć, że pod rządami imperium będzie im się żyło dostatnio, na domiar złego niezbyt przekonywała ich do wyrobienia sobie pozytywnej opinii o Rzymianach grabieżcza działalność urzędników wychodzących z założenia, iż przede wszystkim należy nakraść,
ile się da, a potem wyjechać jak najdalej z pełną kiesą (po raz wtóry zapytam: skąd my to znamy?). Plemiona te nie nadawały się do niewolniczego życia i kiedy tylko nadarzyła się okazja, znów chwyciły za broń, czego skutkiem była tytułowa bitwa w Lesie Teutoburskim. Paweł Rochala zaznacza, iż opisy owej batalii w źródłach nie należą do najbardziej szczegółowych, toteż przedstawiając bitwę należy wkroczyć na drogę domysłów i niepewnych hipotez. Jako że jest autorem rzetelnym, pracowicie brnie przez gąszcze tych domysłów, by wiernie zrekonstruować ostatnią wędrówkę rzymskiej armii i jej krwawą, dramatyczną rzeź. Podzielił on opis na trzy części, odpowiadające każdemu dniu bitwy, odmalowując ją plastycznie i z niebywałą lekkością pióra. Książka zawiera ilustracje przedstawiające sylwetki żołnierzy, współczesne fotografie terenów, na których rozegrały się opisywane wydarzenia oraz zestawienie przedstawiające porządek marszowy armii Warusa. Ponadto zamieszczono w niej pięć map, w tym dwie ukazujące kolejne
etapy batalii. W bibliografii znajdziemy liczne teksty źródłowe, opracowania oraz adres do imponującej strony internetowej poświęconej bitwie. O samej teutoburskiej batalii nie przeczytamy w monografii Bellony zbyt wiele – na pierwszy plan wysuwa się historia siedmiu wieków walk pomiędzy Rzymianami a Germanami, kolejne kampanie, spektakularne zwycięstwa i druzgocące klęski. Dzięki autorowi możemy poznać niemały wycinek dziejów imperium, które wówczas jeszcze przeżywało czasy świetności, a rozliczne wiktorie były na porządku dziennym. Potem – używając sformułowania autora – „było już tylko gorzej”, ale to już zupełnie inna historia...