Różne są powody sięgnięcia po pióro. Jedni czynią to, bo są przekonani, że drzemie w nich nieodkryty talent literacki, który warto w końcu ujawnić. Inni wierzą, że mają światu do powiedzenia coś ważnego. Jeszcze inni, nie znajdując na rynku tego, co chcieliby przeczytać, po prostu postanawiają napisać coś takiego samemu. W środowisku miłośników fantastyki przechodzenie z pozycji odbiorcy na pozycję twórcy jest szczególnie popularne. Spora w tym zapewne zasługa konwentów, podczas których można ulubionych autorów poznać osobiście, przekonać się, że są ludźmi z krwi i kości. Stąd już blisko do wniosku, że jeśli pisarz jest do nas taki podobny, to zapewne my jesteśmy w stanie pisać podobnie, jak on.
Adepci pisarskiego fachu robią więc pierwszy, drugi, trzeci krok i dochodzą do etapu, na którym pojawia się możliwość publikacji ich tekstu drukiem.Dla jednych taka publikacja jest drzwiami do dalszej kariery i doskonalenia literackiego warsztatu. Dla innych zaś... końcem prób, bowiem zniechęca ich krytyka, z jaką spotkały się ich teksty. Tym ostatnim warto poddać pod rozwagę starą jak świat prawdę, że nikt pisarzem się nie rodzi. Można się nim stać w wyniku wytężonej pracy, doskonalenia warsztatu i systematycznego rozdmuchiwania iskry posiadanego talentu. I na tym właśnie polega zadanie pisarza, tak jak zadanie recenzenta polega na ocenianiu cudzej pracy, zgodnym z własnym sumieniem i... gustem. A o gustach wszak się nie dyskutuje, tylko je się po prostu ma.
W ostatnich latach ukazało się kilka antologii fantastyki, które stawiają sobie za cel prezentację bardziej i mniej zaawansowanych prób literackich.Wystarczy tu wspomnieć o tomach * Nowe idzie* i * Białe szepty, czy * Kochali się, że strach i * Nawiedziny. Te dwa ostatnie stanowią zresztą pokłosie wirtualnych warsztatów, organizowanych przez portale literackie, na których początkujący twórcy korzystają z porad bardziej doświadczonych kolegów. Ostatnio do grupy tego typu antologii dołączył *Przedświt.
Tom zawiera 21 utworów piętnaściorga autorów, spośród których największym dorobkiem poszczycić się może Sebastian Uznański . Jego tekst to zresztą raczej powieść niż opowiadanie, bo liczy sobie 150 stron. Autor próbuje w nim naśladować klimat rodem z twórczości Dicka . Pozostałe utwory to w większości kilkustronicowe miniatury, służące do zilustrowania jakiegoś fantastycznego pomysłu. Utrzymane są one w różnych konwencjach: od bliskich high fantasy („Smok" J. Sapierzyńskiego), przez ocierające się o metafizykę („Cienie" Pęczka) i silnie zmetaforyzowane („Lampisko ty moje" Orła), po krwawy horror („Pora karmienia" Kowalskiego). Pisane są one całkiem serio („Wojny niepełnosprawnych" Hoffmana) lub dążą w stronę groteski („Blachy na lachy" Nowaka).
Na tle pozostałych szczególnie pozytywnie – oryginalnością pomysłu, płynnością języka, oddziaływaniem na emocje – wyróżniają się trzy teksty. I nawet dla nich samych warto po antologię sięgnąć. W „Karcianych opowieściach" Marcin Kreczmer oddaje hołd Gaimanowi, sięgając do egzotycznej mitologii wudu, umiejętnie prezentując buzującą namiętnościami historię miłości i nienawiści, upadku i zemsty. Z kolei w niezwykle sympatycznym, pełnym nostalgii „Kocie panny Aleksandry" Adam Sapierzyński czyni tytułowe zwierzę łącznikiem pomiędzy dwoma światami. W końcu Jarosław Sapierzyński w „Graj, muzyko" znakomicie portretuje rodzimą scenę muzyczną, umieszczając na niej dodatkowego aktora o nadprzyrodzonym pochodzeniu.
Pozostałe opowiadania antologii prezentują warsztat pisarski na różnym poziomie rozwoju. I pozostają świadectwem twórczych poszukiwań prowadzonych przez swoich autorów. Ile z wytyczonych w „Przedświcie" ścieżek okaże się początkiem wielkiej twórczej drogi, a ile ślepymi uliczkami – to pokaże nam dopiero czas. I zweryfikują twarde prawa czytelniczego rynku.