Trwa ładowanie...
recenzja
15-05-2014 16:33

Piękne słowa tu nie wystarczą

Piękne słowa tu nie wystarcząŹródło: Inne
d4fi281
d4fi281

Omawiając tę książkę warto oddzielić formę od treści, czyli od bohaterów i problemów. Bohaterami tego zbioru reportaży są ludzie o ogromnej empatii wobec zwierząt, pomagający opuszczonym, bezdomnym, chorym czy też zagrożonym wyginięciem czworonogom nie szczędząc sił, czasu, wiedzy i środków finansowych. Autorka bardzo zdecydowanie przeciwstawia się tu stereotypowi „psiego” czy „kociego anioła” jako osoby samotnej, wyalienowanej, poważnie nieprzystosowanej społecznie, czyli, co tu dużo mówić, zbzikowanej starej panny albo pseudoartystki otoczonej gromadą psów i kotów w ciasnym, zrujnowanym mieszkaniu. Bohaterowie książki Violetty Nowakowskiej są ludźmi sukcesu, są wśród nich lekarze, architekci, prawnik, przedsiębiorcy płci obojga. Najczęściej z tradycyjnych, wielopokoleniowych domów, otwartych dla krewnych i przyjaciół, przyjaznych dzieciom i zwierzętom. Są ludźmi wrażliwymi i umiejącymi się dzielić. Nie potrafiącymi spokojnie myśleć o psie na zbyt krótkim łańcuchu, kociej matce z małymi na mrozie,
niedożywionym żółwiu hodowanym pod wanną… Brakuje wielu systemowych rozwiązań, środków finansowych, dzieci szkolne wiedzą wszystko o mitozie i mejozie a nie odróżnią buka od dębu, połowa ich nauczycieli przyrody pewnie też miałaby z tym problem, nawet karierę naukową w naukach przyrodniczych można robić bez badań terenowych, zza biurka. Działaniem na rzecz społecznej zmiany zajmują się ludzie światli, zaangażowani, wrażliwi. Zakładają fundacje, prowadzą kampanie społeczne. Ale rezultatu nie doczeka ten konkretny żółw, ten konkretny kot… To jest książka o ludziach, którzy własnym czasem, wiedzą, pieniędzmi, własnymi wielkimi sercami łatają dziurawy system, by ratować konkretną Rudą, Felkę, Miśka albo Funia. Indywidualne byty z uszkami do głaskania. Zwierzaki mijane obojętnie, bo nie pokazano ich w telewizji. W skali społecznej, w odniesieniu do zwierząt jesteśmy mistrzami świątecznej pomocy i powszedniej znieczulicy. Dlatego też potrzeby są niezmierzone. Bohaterowie reportaży ukazują, jak bardzo istotne jest
dla nich postawienie granic, by zaangażowaniem na rzecz zwierząt nie zrujnować własnego życia, a tym samym nie zaprzepaścić możliwości pomocy.

A teraz co do formy: tytuł książki fajny, ale mocno nieadekwatny do treści (choć w jednym z reportaży rzeczywiście pojawiają się, między innymi, lemury). Przyjęta konwencja „ja, moja rodzina i moje zwierzaki, poznajemy różnych ludzi z Dolnego Śląska, przechodzimy z nimi na ty i gawędzimy przy kawie” nie do końca mnie przekonuje, bo zbyt wiele w tekście błahych anegdotek o domowych zwierzętach, przypominających błahe anegdotki o dzieciach, którymi matki rytualnie zasypują przyjaciółki przy herbatce i ciasteczkach. Także bohaterowie reportaży, przefiltrowani przez specyficzną czułostkowość autorki, pewnie trochę mniej przypominają samych siebie, a bardziej – jedni drugich. Ale temat ważny. Warto postawić sobie pytanie: a co ja mogę zrobić w tej kwestii? Cóż, nie musisz brać do domu ulicznych kotów. Ale może uwrażliwisz swoje dziecko na potrzeby zwierząt, nauczysz je, że to nie modne i niemodne zabawki?

d4fi281
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4fi281