Pechowa 13 – najgorsze ekranizacje komiksów
Pechowa trzynastka
Pechowa 13 – najgorsze ekranizacje komiksów
Z okazji premiery nowego filmu o Wolverinie postanowiliśmy przygotować dla Was ranking najgorszych komiksowych ekranizacji. Mamy nadzieję, że wszystkie je widzieli twórcy przygód Logana i ustrzegli się ich błędów. Lista jest absolutnie subiektywna i umieściliśmy na niej tylko filmy z ostatnich lat – gdyby sięgnąć głębiej trzeba by napisać pechową dwudziestkę szóstkę, a to już nie brzmi za dobrze.
Sprawdźcie, który film jest gorszy...
Miejsce 13 The Incredible Hulk (2008)
Ok, Zielony w wersji Anga Lee był trochę przekombinowany – za dużo refleksji, głębi, porządnej gry aktorskiej i eksperymentów z montażem. No i za mało zniszczonych miast – a nie oszukujmy się, po to wymyślono postać Hulka, żeby pozwolić mu co jakiś czas zniszczyć jakieś miasto. Jednak mimo wszystko film był niezły – traktował komiksowy oryginał o wiele poważniej niż cała kupa innych filmów w tamtym czasie. Czuć było, że Lee szanuje postać.
Edward Norton też się starał. Odrzucił dzieło Lee i opowiedział historię od nowa, pomijając jednak etap z przemianą (pojawia się tylko w prologu). Niestety Hulk w jego wykonaniu jest nudny i grzeczny. Nie krzywdzi niewinnych i w ogóle całkiem często się hamuje, wystarczy się do niego uśmiechnąć i podrapać go za uchem. Jak na opanowanego furią potwora, to w zasadzie miły z niego gość. Nie to, co Tim Roth. On, by zapolować na Zielonego gotów jest pozbawić się inteligencji i przemienić w mutanta. Takie hobby. No i ta niewierna Liv Taylor, która daje się podejść jakiemuś gogusiowi, gdy obok czeka napakowany chemią Norton! Zanudzony na śmierć widz czeka, więc tylko na końcowy pojedynek dwóch hulków spodziewając się totalnej demolki, ale i tu się zawodzi – bywało lepiej.
Podobno Norton walczył z wytwórnią i Marvelem, by uratować jak najwięcej psychologii postaci. Nie udało mu się. W rezultacie powstał film kiepski, gorszy nawet od nieudanego Hulka Anga Lee.